Habemus papam


Franciszek I, urodzony w Argentynie, ale właściwie także Włoch, czym w pewnym sensie Kościół powrócił do wielowiekowej tradycji wybierania wyłącznie biskupów z Italii na to stanowisko. Ale to oczywiście drobiazg.
Kościół jest potężną instytucją, czy się to komuś podoba czy nie, i ma całkiem spore wpływy w świecie. Józef Stalin ponoć się złośliwie pytał ile dywizji ma papież, ale jakoś po jego państwie, armii i partii niewiele zostało, a wybór papieża nadal wszystkich interesuje. Czyli jednak może to mieć pewne znaczenie- i moim zdaniem, jak najbardziej ma.
Obecny papież przede wszystkim jest księdzem z Ameryki Południowej- oznacza to, niemalże automatycznie, człowieka, który widział sporo ludzkiej nędzy i za większość jej obarcza działania międzynarodowych korporacji i rząd USA. Tak mniej- więcej wygląda Kościół na całym kontynencie i raczej dominującą postawą, jest działanie na rzecz zmiany świata w stronę większej równości i poszanowania praw ubogich- co oznacza też sporą nieprzychylność wobec oligarchii, zwłaszcza finansowej. Niekoniecznie Franciszek I odpowiada dokładnie temu opisowi- ale wyrósł z dokładnie takiego kościoła i takich dominujących przekonań.
Więc wygląda na to, że kardynałowie uznali obecną anglosaską oligarchię finansową za wroga Kościoła, tak, jak system komunistyczny uznał za wroga możliwego do pokonania poprzez wybór Karola Wojtyły. Oczywiście zobaczymy, ale sygnał dla mnie jest dość jasny- a skoro mówimy o instytucji dość poważnej i z sukcesami istniejącej 2 tys lat- to raczej takie rzeczy nie dzieją się zbyt przypadkowo.
Oczywiście jak będzie- zobaczymy, choć w tym przypadku raczej zbyt wiele się nie dowiemy. Watykańska dyplomacja jest dyskretna, a swoimi działaniami nie zwykła się chwalić. Ale sygnał jest wyraźny- właśnie anglosaską oligarchię finansową kardynałowie uznali za wroga kościoła i to wroga, którego można pokonać. Będzie zabawnie.  

Jak się żyje w Argentynie

W największym skrócie- dobrze :). Czyli da się żyć za to co się zarabia. Generalnie koszty życia są niższe niż w Polsce (choć niewiele), a zarobki wyższe- to istotnie. Mediana zarobków w Argentynie jest mniej- więcej taka sama jak średnia w Polsce, co pozwala przyjąć, że średnia jest o jakieś 50% wyższa- i to jak najbardziej odpowiada mojej orientacji w tym temacie.
Za to koszty życia- w pewnym sensie są zabawne. Jedzenia podłej jakości (znanej mi jako normalna z Europy i USA)- praktycznie nie ma (OK- jest- ale w niewielkich ilościach w drogich sklepach, importowana i za obłędne ceny- co niektórym dobrym propagandzistom pozwala opowiadać jaka to Argentyna jest droga). Jedzenie dobrej jakości jest dużo tańsze (choć nieco droższe niż te podłej jakości w Europie i USA). Koszty codzienne są bardzo niskie- gazu, prądu, itd., zresztą np. ogrzewania ostatniej zimy używałem przez ok 2 tyg., a i to bardziej dla komfortu, niż z powodu absolutnej konieczności. W komunikacja publiczna jest bardzo przyzwoita i tania, za to samochody i koszt ich utrzymania- drogie.
To razem daje całkiem przyjemne połączenie- da się żyć i korzystać z życia. Zarobki spokojnie pozwalają na normalne życie- także zarobki szeregowych robotników są wystarczające do utrzymania rodziny i jeszcze korzystania z drobnych przyjemności- typu wyjazd na normalne wakacje. Oczywiście z drugiej strony są też pewne upierdliwości życia codziennego. Przede wszystkim są to uboczne skutki przyspieszonej reindustrializacji, która trwa od 10 lat- czyli wyższe ceny i dość zróżnicowana jakość produktów (większość jest naprawdę bardzo dobra, inne o żenującej jakości) ale jednocześnie dość wysokie ceny tychże wyrobów. Co więcej- ten sam na całym świecie import z Chin przejawia się tu w nieco inny sposób. Często te same wyroby są po prostu dużo niższej jakości niż w Europie (nawet Europie B) i jeśli są to podzespoły do produkcji argentyńskiej- oczywiście rozpadają się dość szybko. Tak samo widać na każdym kroku brak wykwalifikowanych techników- hydraulik uczył się od innego niedouczonego hydraulika, elektryk tak samo...- czyli chcesz mieć dobrze- zrób to sam.
A z drugiej strony- przyjemna pogoda wiele zmienia. Życie naprawdę jest przyjemne, jeśli olbrzymia większość dni jest słonecznych (ok- w lecie tego słońca lepiej raczej unikać), a konieczność używania zarówno klimatyzacji, jak też ogrzewania nie przekracza 3-4 tygodni w roku.
Także jeden drobiazg- nie wszędzie oczywiście, ale wyroby kubańskiego przemysłu spożywczego są relatywnie łatwo dostępne, co mi się zdecydowanie podoba. Moim prywatnym zdaniem, ale raczej szeroko podzielanym, kubańskie nie tylko cygara, rum o którym już kiedyś wspominałem, ale także kawa są najlepsze na świecie i absolutnie warte swoich (wysokich!) cen, znacznie bardziej niż cokolwiek w czym maczali swoje łapy bezmyślni księgowi od „cięcia kosztów” z międzynarodowych korporacji.
I niniejszym pozdrawiam Czytelników znad filiżanki kubańskiej kawy, przepraszając za dość długi okres mojej nieobecności, ale właśnie udało mi się wrócić do mojej zardzewiałej miłości- czyli przemysłu ciężkiego, co przez jakiś czas było zajmujące w stopniu uniemożliwiającym inne aktywności. A tak po ludzku- zasuwałem jak dziki osioł, reorganizując pracę w pewnej fabryczce, tak aby ilość usterek, wypadków przy pracy i zawalania terminów spadła do poziomu akceptowalnego w cywilizowanym świecie.