Mecz Real Madryd- San Lorenzo

Jakby ktoś nie wiedział, trwają klubowe mistrzostwa świata w piłce nożnej. Ja prawdę mówiąc też nie wiedziałem o istnieniu czegoś takiego, ale tak się składa, że zespół, którego jestem fanem jutro gra w finale. 

Co prawda wynik zapewne nie będzie szczegółnym zaskoczeniem, zapewne wygra przedstawiciel Europy, czyli Real Madryd, a drugie miejsce w takim starciu zespołowi z Ameryki Południowej należy się jak psu micha.

Real Madryd znają wszyscy, za to o jego przeciwniku nikt w Polsce nie słyszał. Przynajmniej jeszcze dwa lata temu. 

San Lorenzo de Almagro, bo tak brzmi nazwa przeciwnika Realu jest obecnym zwycięzcą Copa de Libertadores, czyli klubowym mistrzem Ameryki Południowej, stąd właśnie walczy z pozostałymi mistrzami kontynentów w Marakeszu.

Mecz polecam, może nawet go sam obejrzę, bo pewnie widowsko będzie tego warte. Zresztą jeszcze w Polsce czasem zdarzało mi się ogladać mecze południowoamerykańke, a przy europejskiej piłce najwyżej szybko zasnąć. Zdanie podtrzymuję, mniej taktycznej skuteczności, ale więcej widowiska i jest co oglądać. Czasem.

A czytelników pewnie bardziej zainteresuje dlaczego z takim dość letnim nastawieniem okreslam się jako fan. Otóż, odpowiedź jest prosta -- bycie kibicem w Argentynie jest obowiązkowe. Noo, prawie. Ale regularnie można usłyszeć pytanie jakiego klubu się jest kibicem. I to pytanie bynajmniej nie dotyczy sportu. Przynajmniej nie tylko.

Cofając się do początków 20 wieku

W Argentynie nowa fala imigrantów juz się częsciowo zakorzeniła, ciągle napływają nowi, tworzy się masowe społeczeństowo, a jednocześnie władza jest w rękach dośc wąskiej kliki głównie powiązanej z oligarchią ziemską i prowadzącej liberalną politykę (czytaj- udzielania wszelkich koncesji przemysłowych kapitalistom z Wielkiej Brytanii lub Francji) i dzielnie się utrzymywała przez kilkadziesiąt lat u władzy dzięki ograniczonemu prawu wyborczemu i zwyczajowi masowych fałszerstw.  Zakładanie zwykłych partii politycznych i stowarzyszeń było mozliwe, ale mocno utrudnione i narażone na represję ze strony władz. W takim klimacie politycznym powstała garść klubów sportowych, które funkcjonują do dziś. Są to bardziej znane Boca Juniors i River Plate oraz właśnie San Lorenzo. I kila innych, ale jak kogoś tak bardzo interesuje, to znajdzie bez trudu osoby bardziej kompetentne w piłce kopanej niż ja.
Te zespoły zostały założone w podobnym czasie, ale w różnych miejscach. Znaczy, wszsytkie trzy w Buenos Aires, ale w róznych cześciach tego miasta. 

River Plate

Klubpowstał w zamozniejszej cześci miasta, założony przez brytyjczyków pracujących w kolonialnych firmach, na kolei, chłodniach i podobnych instytucjach kontrolowanych przez kapitalistów z UK i przechwytujących solidną częśc dochodu narodowego (krowy można było sprzedać komu się chce, ale chłodnie i koleje były tylko jedne...). Stąd od samego początku jest to towarzystwo przepełnione wewnętrznym przekonaniem o kolonialnej wyższości. I, pomimo tego, że zwartego środowiska brytyjskich kolonizatorów już dawno nie ma, klub jest całkowicie argentyński -- mentalność pozostała. 

Boca Juniors 

Wywodzi się z dzielnicy La Boca, czyli dosłownie "Ujście". Tereny, które stanowiły bezpieczne kotwicowisko i które służyły jako port zanim wybudowano porządny. Tam też mieszkali typowi mieszkańcy portowych slumsów. Oczywiście jedynym sposobem awansu społecznego z takich miejsc jest szczeście i cwanictwo. Słynnym przykładem tego był zaliczony gol strzelony ewidentnie ręką na mundialu 1986 przez najwybitniejszego piłkarza w histori Baca Juniors, czyli Diego Maradone. Jest ubóstwiany nie pomimo takich zagrywek i iścia w zaparte, ale właśnie dlatego. Oczywiście, znów, czas mija, La Boca to już nie są slumsy, tylko byla jak dzielnica, nisko połozona i często zalewana, a część slumsów przerobiono na pułapkę na turystów. 

San Lorenzo de Almagro 

Założony, nie zgadniecie -- w dzielnicy Almagro. Była to dzielnica typowo robotniczna, niezbyt zamożna i właściwie taką pozostała do dziś. Ale w dość szybko rozwijającej sie gospodarce, zasilanej tłumami imigrantów, którzy przynajmniej mogli się wyżywic na poziomi niepostykanym wśród biedoty Starego Kontynentu, o awans społeczny było dość łatwo. Wystarczyło solidnie pracować, przestrzegać zasad etyki i przyzwoitości. Wyrwać się z dna La Boca było  znacznie trudniej, Zostać drobnym przedsiębiorcą w Almagro było dość łatwo. Do tego należy dołożyc drobiazg- ten klub został założony m.in, przez księdza, Lorenzo Massa, który pózniej także organizował początki harcerstwa argentyńskiego i inne tego typu przedsięwzięcia. 
Połączenie etyki biedniejszej klasy średniej i społecznego współdziałania Kościoła wyjaśnie dla odmiany warości dookoła tego klubu.
Także przez dzisięciolecia nic się nie zmieniło, wobec czego nie należy być zdziwionym, że dyktatura wojskowa zrobiła wiele, aby akurat ten klub zniszczyć. Włącznie z wywłaszczeniem i zburzeniem stadionu. Na cele budownictwa socjalnego, ale jakoś pieniądze znikły, więc powstał tam supermarket Carrefoura. Ksiądz Massa już od wielu lat nie żył, bo pewnie też by go wrzucili do rzeki. Tak, junta wojskowa w Argentynie od polskiej różniła się głównie tym, że dyktator Videla zmarł w więzieniu a Ponury Spawacz na wolnosci...A obecne władze miasta uchwaliły wywłaszczenie Carrefoura i oddanie terenu klubowi.

Oczywiście, powyższe generalizacje nie odnoszą się, bo i nie mogą do kazdego pojedynczego fana tych zespołów. A zresztą tą klubową etykietkę można uzyskać dość przypadkowo, przez grupę znajomych, miejsce zamieszkania, itp. Ale jakimś wyznacznikiem to jak najbardziej jest.

A wracając do jutrzejszego meczu, nie stawiałbym na San Lorenzo, ale należy pamiętać, że również obecny papież jest jego fanem. A już w tym tygodniu Raul Castro mu dziękował za załatwienie nawiązania stosunków dyplomatycznych z USA. Może się okazać, że w przyszłym tygodniu będzie się mu dziękować za załatwienie zwycięstwa nad Realem...

Dalsze przygody Pułkownika Pujło

Sytuacja Rosji przynajmniej staje się jasna. Mamy nastepujące okoliczności:

Spadek cen ropy

Solidny jak wiadomo. Ja jestem przekonany, że główną jego przyczyną jest dość potężny na świecie trend oszczędności. Jeszcze niby mają rację, ci którzy twierdzą, że w transporcie ropy nie ma czym zastapić. Na wielka skalę nie ma, to prawda. Ale nie potrzeba zastępować od razu na wielką skalę, I tu cała doktryna dominacji surowcowej Rosji nad Europą się wali.

W tej doktrynie dominacji surowcowej nie ma mowy o całkowitym embargu i szoku naftowym. Jest doktyna stałego dojenia i nacisków politycznych za tym idących. A tymczasem prędkość ograniczania zużycia jest większa niż spadku wydobycia. To ograniczanie zużycia występuje w energetyce. Wszędzie, od Kuby do Niemiec i od Urugwaju do Japonii energia wiatrowa i słoneczna zastępują używanie ropy i gazu w energetyce. Można powiedzieć, że nowe odnawialne źródła energii nie stanowią wielkiej części energetyki, ale przecież wytwarzanie prądu z ropy i gazu także nie. A właśnie ropa jest w pierwszej, a gaz w drugiej kolejnosci zastępowane przez inne źródła prądu. I dzieje się to wystarczająco szybko aby zachwiać rynkiem. Co właśnie nastąpiło.

Ten spadek cen jest kolejnym przypomnieniem prawdy starej jak handel, że dysponenci surowców mogą sobie szaleć przez chwilę i zachwiać rynkiem na kilka lat, ale w ostateczności to dysponenci nowych form energii biorących się z technologii decydują o wszystkim.

Lokalny rosyjski peak oil

Wszystkie szacunki przewidywały, że dotychczas eksploatowane złoża w Rosji osiągną swoją maksymalną produkcje w tym roku. Kiedy dokładnie- tego nigdy nie wiadomo.

Są wahania popytu i produkcji z tygodnia na tydzień, tu awarie, tam remonty. Ale geologia jest nieubłagana. Bez nowych złóż w tym, ewentualnie na poczatku przyszłego roku rozpocznie się spadek wydobycia. Teoretycznie złoża Syberii Zachodniej i Arktyki moga ten proces odwrócić, ale nie ma żandych szans na rozpoczęcie ich eksploatacji w krótkim terminie.

To oznacza, że rosyjska gospodarka nawet przy stałych cenach ropy musiałaby się kurczyć. Oraz przeznaczać na inwestycję więcej, a mniej na konsumpcję. Lokalny peak oil to znacznie poważniejsza sprawa niż się może wydawać. Np. peak oil nastapił w Egipcie w 2007. W 2011 Egipt wyleciał w powietrze. Kurcząca się konsumpcja w biednym społeczeństwie załatwiła sprawę. W 1997 był w Argentynie. W 2001 Argentyna eksploduje. Co prawda potencjał rolnictwa i przemysłu załatwił sprawę dalszego funkcjonowania kraju, ale bez alternatyw nie byłoby wesoło. A w Argentynie praktycznie nie ma importu żywności, a przeżycie nie zależy od ogrzewania. W 1970 nastapił pierwszy peak oil w USA. 1974- najpoważniejszy w historii kryzys konstytucyjny na tle poważnego kryzysu społecznego i gospodarczego. 1986 peak oil w ZSRR, 1991 ZSRR przestaje istnieć.

W praktycznie każdym kraju w okresie spadku dochodów naftowych dochodzi do obniżenia poziomu życia. Nawet jesli nie ma on związku z obniżaniem masowej konsumpcji (bo odbywa się kosztem zysków firm naftowych) to i tak albo obciąża gospodarkę przez zwiekszanie inwestycji w celu powstrzymania spadku wydobycia, albo powoduje niezadowolenie i konflikty społecznie prowokowane przez klase wyższą żyjacą z dywidend. W realiach rosyjskich odpowiednikiem klasy żyjącej z dywidend są działacze partii prezydenckiej i oligarchia. To towarzystwo zajmuje się rozkradaniem zysków z ropy i budżetu, co w pewnym sensie odpowiada rencie kapitałowej z bardziej cywilizowanych krajów. Ale logika tego ustroju wskazuje, że klika się wyżywi, całość kosztów spadnie na społeczeństwo. 

Sankcje zachodu wobec Rosji

Z wszystkich dotychczas ogłowszonych najpoważniejszy jest zakaz finansowania objetych sankcjami rosyjskich firm na okres dłuższy niż 90 dni. W praktyce to wstrzymało wszelkie finansowanie rosyjskiej gospodarki. Większość spółek wydobywczych jest już zadłużona pod korek i nie ma możliwości zrolowania zadłużenia, albo na dużo gorszych warunkach niż dotychczasowe, To oznacza, że będą przez najbliższe lata balansować na skraju bankructwa i zużywać majątek, aby spłacać długi. A długi już wymagalne są na horyzoncie. Potrzene jest ciągłe dosypywanie walut wymienialnych do kotła, w którym nikna. W zeszłym tygodniu Gazprombank dostał kolejne 740 mln dolarów, zapewne wkrótce popraosi o nastepne. Rosnieft ma 44 mld dolarów długu wymagalnego pod koniec roku i nie ma tych pieniędzy.

Do tego należy oczywiście po drugiej stronie szali dołożyć olbrzymie rezerwy walutowe Rosji. Na poczatku tego roku wynosiły prawdopodobnie 520 mld dolarów. Obecnie 420 mld. Obie liczby nie są zbyt pewne, prawdopodobnie pierwsza jest zaniżona (rząd FR ukrywał, że ma więcej pieniędzy niż w podawał) a druga zaniżona- to jest bardziej prawdopodobne, bo w październiku szło na utrzymanie kursu rubla do 10 mld dolarów tygodniowo, a w drugiej połowie listopada zaledwie 1-2 mld. Nic się nie zmieniło, rubel spada szybciej, kasa na obronę na rynku się pojawia. Prawdopodobnie bank cenralny udziela pożyczek walutowych bankom komercyjnym i dalej to raportuje jako swoje rezerwy. Dopóki mają na obronę reszty gospodarki to się zgadza. Jak forsa się skończy, a kiedyś musi, nikt nie będzie się przejmowac bilansem. W tym tempie forsy starczy co najmniej na rok-półtorej, jak dobrze pójdzie nawet do 2018.

Sankcje Putina wobec Rosji

To jest bardzo poważny element. Polscy sadownicy, włoscy winiarze i francuscy serowarzy jakoś sobie poradzą. Dolne 1/4 społeczeństwa Rosji, czyli pracująca biedota z mniejszych ośrodków sobie nie poradzi. Już żyją ze swoich wynagrodzeń gdzieś w okolicach bilogicznego przetrwania. Minimalna ilość białka zwierzęcego, konkretnie wyroby kurczakopodobne z USA, minimalna ilość warzyw i owoców, chleb, ziemniaki, najtańszy tłuszcz. Poziom życia klasy średniej jest wyższy, oczywiście. Żołnierze zawodowi dostają zupełnie sensowne pieniądze, płace w Moskwie tez są w okolicach rozsądnych. Ale Rosja to nie Moswa, przynajmniej nie tylko. I te sankcje uderzają w całą pozostałą Rosję. Na Syberii, przy nędznych płacach polskie jabłka były drogie. Obecnie ich nie ma, może będa argentyńskie. Co najmniej 3 razy droższe, bo boliwijski robotnik zbierający jabłka w Argentynie i tak zarabia dużo więcej niż Ukrainiec zbierający jabłka w Polsce. Transport też jakby dalszy.

To wszystko razem z jednej strony ograniczy dostępnosć luksusowej żywności dla klasy średniej, relatywny drobiazg oraz drastycznie ograniczy podaż najtańszej żywności dla większości społeczeństwa. Z czego dolne 20-30% opiera swoje przeżycie na tym własnie najtańszym imporcie. Nawet jeśli są to jakieś dziwne wyroby wędlinopodobne z rosyjskich przetwórni i tak surowce są importowane. Zazwyczaj z Unii Europejskiej lub USA

Podsumowując te powyższe trendy:

Ze spadku cen ropy wynika dość przewidywalnie załamanie gospodarki razem z wyczerpaniem rezerw walutowych. Zależnie od predkości tego spodku nastąpi to pomiedzy końcem 2015 a 2017 rokiem Tych rezerw jeszcze jest sporo.

Skutki peak oil- z porownywalnych trendów wynika załamianie pomiędzy 2 a 4 latami od szczytu, czyli 2016-2018 rok.

Sankcje finansowe uniemożliwiają jakiekolwiek większe inwestycje. Banki i firmy walcząc o utrzymanie płynności w bilansie walutowym muszą stwarzać presję na bank centralny, na finansowanie większych projektów, z któych praktycznie wszystkie muszą być kredytowane w walutach obcych nie ma szans. W praktyce jedyny kapitał inwestycjny w Rosji może pochodzić z Chin, A tam o takich rzeczach decydują politycy. I prorosyjskiej partii w Pekinie nie ma, a przynajmniej nie rządzi, wbrew temu co opowiada kacapska propaganda. Jesli Chiny sfinansują jakiekolwie projekty surowcowe czy infrastrukturalne w Rosji, to wyłącznie na zasadzie kolonialnej- tubylców poklepiemy po główce, zrobimy fotke z uściskiem dłoni, damy w łapę decydentom, a kraj wydoimy aż zdechnie.

A sankcje Putina przeciw Rosji są też bardzo powazną sprawą. ak naprawde kwestia jabłek z Polski jest problemem dla kilkudziesięciu tysięcy sadowników, a dokładniej tej ich części która jest zbyt zakredytowana, bo każdy sadownik i rolnik na świecie wie, że urodzaj i ceny każdego roku są inne i trzeba się liczyć z takimi wydarzeniami i mieć jakiś plan lub rezerwy. Oczywiście, nie każdy  ma. Ale problem dla relatywnie małej w nowoczesnym społeczeństwie ilości rolników uzależnionych od eksportu do Rosji, a problem co najmniej dolnych 20% rosyjskiego społeczeństwa to dwie różne sprawy. Dla podkreślenia- nie mówimy tu o bezrobotnych, kalekach, itp. Mówimy o pracujących. Robotnicze i nauczycielskie pensje w większej części Rosji obecnie i w bliskiej przyszłości nie będa wystarczać na zdrową w dłuższym teminie dietę. Na chlebie i ziemniakach można żyć przez rok, ale potem na biednej diecie bezmięsnej zaczynają się problemy. Od nedznej diety się nie umiera, ale się bardzo źle żyje. Niedobory witamin, próchnica zębów, obniżenie intelektu, siły, odpornosci na choroby itp. Tego wszystkiego można się spodziewać na jeszcze bardziej masową skalę w Rosji najbliższych lat. Oczywiście, już istnieje, ale dotyka marginesu społecznego, który skądinąd jest olbrzymi i może się pokrywać w penym przybliżeniu z oficjalnymi danymi dotyczącymi bezrobocia, czyli ok 5-7%.  W tej części już panuje epidemia gruźlicy. Oczywiście w najblizszych latach rozszerzy się na pracującą biedotę.

Co przynajmniej w części spowoduje migrację zarobkową do Moskwy. Nie przenoszenie się, tylko jazdę na budowy na sezon, mieszkanie na tych budowach, itp. Dziś to robią Kirgizi, Tadżycy, Azerowie, itp. Jak takiej pracy zaczną szukać Rosjanie z interioru, zaczną się drobne zadymy w Moskwie. Nielegalni tak naprawdę dość szybko się wyniosą. Jedynym miejscem, gdzie będą mogli się wynieść to z powrotem do swoich krajów. Możemy spokojnie tam oczekiwać rewolucji.

W samej Rosji iom zdaniem nie. Coraz mocniejszych separatyzmów. Ostatnie wydarzenia na Północnym Kaukazie to pokazuja, choć jak widać atak na Grozny w zeszłym tygodniu był raczej falstartem. Ale to ruszy.

W samej rosyjskiej części Rosji niespecjalnie spodziewam się jakichkolwiek protestów. Oni są przyzwyczajenie do nędzy i niewolnictwa, a posiadanie imperium w zupełności zastępuje im mięso. Co innego pozostałe narodowości. Więc jeśli ktoś byoczekiwał Majdanu w Moskie, to nie sądzę, aby się doczekał. Za to Kazaniu... To inna sprawa. Manifestacje tam, lub gdziekolwiek w Tatarastanie czy Baszkirii będą początkiem końca państwa w granicach jakie znamy.
Ale na to będzie trzeba jeszcze poczekać.

Na razie są rezerwy walutowe, cześciowo zreformowana armia i na czele facet któremu wydaje się, że jest mieszanka Iwana Kality, Piotra Wielkiego i Stalina w wersji z radzieckich filmów propagandowych. 

A co dalej? 

To zależy od nastawienia. Ja np. Kacapii nie lubię i uważam, że świat byłby znacznie lepszy bez tego tworu. I uważam, że lud kacapski nie jest w stanie się zmienić. Dopóki będzie mieć mozliwości podboju, destrukcji i mordowania- będzie to robił. Jedyny sposób ucywilizowania tego towarzystwa to downsizing do poziomu który zmusi ich do cywilizowanego zachowania. Może kiedys się nauczą. 
A obecnie jedynym wielkim przywódcą miedzynarodowym, który swoimi rządami praktycznie gwarantuje taki downsizing jest Pułkownik Hujło.

Następna powszechna wątpliwość, czyli ewentualna zmiana reżimu. Jestem przekonany, że dymisja Chruszczowa była w Rosji niepowtarzalnym wyjątkiem. To był jeden z najbardziej cywilizowanych przywódców Kacapii w całej historii i jako taki odszedł w wyjątkowy sposób. Nie sądzę, aby ktokolwiek inny był w stanie dymisję z stanowiska Wielkiego Chana przeżyć. Putin też nie przeżyje. Pytanie tylko kiedy ta dymisja nastąpi. Na to chyba nikt nie zna odpowiedzi, więc można co najwyżej podać konsekwencje. Jeśli obecny rosyjski reżim utrzyma się przez najbliższe kilka lat, to wyłącznie kosztem coraz większej degeneracji gospodarczej społecznej i zamordyzmu. Który zapanuje i zostanie, blokując jakąkolwiek mozliwość rozwoju i modernizacji. 

W skrócie- długie rządy Putina są gwarancją długoterminowego upadku Rosji

A jeśli obecne władza nie upadnie do końca obecnego dziesięciolecia to całe to państwo musi się zawalić.

Każdy z wymienionymch na początku punktów oddzielnie może zachwiać stabilnym państwem a przewrócić władzę w słabym. Dwa są trudne do przeżycia dla władzy, trzy wymagają potulnego społeczeństwa (które w Rosji jest) i zamordyzmu (który się dopiero rozpoczyna). Przetwanie państwa w kumulacji tych czterech wymaga konsekwentnego niszczenia społeczeństwa i gospodrki dla ratowania władzy. Czyli jeśli rosyjska władza przetwa do końca dziesięciolecia, to tylko kosztem gospodarki i społeczeństwa. Co przy pierwszej okazji wykorzystają ci którzy będą chcieli i potrafili, czyli odrębne kulturowo i językowo narody w Rosji. Proste.


Wynik wyborów samorządowych i co można z tym zrobić

W Polsce odbyła się farsa zwana wyborami samorządowymi. Wiadomo, że system komputerowy który miał je obsługiwać jest (był?) lamerstwem pierwszej wody. Wiadomo, że na poziomie gmin i poszczególnych komisji pojawiały się tak olbrzymie wahania liczby głosów nieważnych i frekwencji, ze jedynym rozsądnym wyjaśnieniem tego jest podejrzenie fałszerstwa, ewentualnie występujące w wielu miejscach w kraju dezinformowanie wyborców o sposobie głosowania. Dokonywane przez komisje obwodowe, bo to na tym poziomie były te anomalie. 

Na zdrowy rozum pierwsza wersja jest zdecydowanie bardziej prawdopodobna i lepiej wyjaśnia zjawisko, zresztą obie nawzajem się nie wykluczają.

Wielkiego zwycięzcę wyborów dość łatwo widać i jest to PSL, co zabawniejsze w końcu wyniki tylko tej partii się drastycznie różnią od sondaży exit pools.
Bardzo łagodnie mówiąc, istnieją bardzo poważne poszlaki, narzucające podejrzenie graniczące z pewnością, że miały miejsca liczne fałszerstwa a ich głównym beneficjentem jest PSL oraz lokalne wiejskie władze, zazwyczaj z tą partią powiązane.
Tyle co powyżej właściwie wszyscy wiedzą.

Ale co z tym można zrobić?

Jedna rzecz to oczywiście informować o nadużyciach, donosić na Policję, itd. Jeśli ktoś ma taką wiedzę czy podejrzenie. Sprawa jest poważna. Konkretnie to bardzo poważna. Mówimy o złamaniu woli suwerena i niszczeniu porządku konstytucyjnego państwa. Cóż może to nieco anegdotyczny przykład, ale wydaje mi się, że w życiu nie spotkałem żadnego wyborcy PSL, na pewno nikogo kto by miał poglądy identyfikujące się z tą partią. A jeśli jednak spotkałem jakiś wyborców, to niewątpliwie byli oni bardzo nieliczni. 
A skala nieważności głosów jest kompromitacją całej organizacji.z tego punkltu widzenia nieważne jest nawet jej przyczyna- źle przygotowane listy kandydatów, wprowadzające w błąd spoty, czy błedne informaowanie przez komisje wyborcze. Państowa Komisja Wyborcza ma jako swój jedyny konstytucyjny obowiązek nadzorować poprawne przeprowadzenie wyborów i to zwyczajnie nie zostało zrobione. Zwykła przyzwoitość nakazuje się podać do dymisji po takim wyczynie i więcej do życia publicznego nie wracać, chyba, że po wykazaniu, że próbowało się tej katastrofie zapobiec. 
Mój pierwszy postulat- niezależnie od dalszego przebiegu procesu wyborczego, Mianowicie jeśli członkowie PKW nie zrezygnują to oznacza, że są ludźmi pozbawionymi honoru i podstawowej odpowiedzialności za swoje czyny. Co w wypadku sędziego można uznać za rzecz szczególnie niegodną. 

A tłumacząc na ludzki- jeśli PKW nie będzie potrafiła dokończyc w przyzwoity i nie budzący wątpliwości sposób tych wyborów, to znaczy że powinni być traktowani jak wyrzutki społeczne. Czy ludzie którzy pomagają popełnić obrzydliwe przestępstwo lub je pomagają ukryć. 

I absolutnie nie przyjmuję do wiadomości argumentu, że nie mają wyjścia. Mają- jest to podanie się do dymisji. A być może mogą odmówić podania wyników wyborów uzasadniając, że nie są w stanie tego odpowiedzialnie i wiarygodnie zrobić. Też się da. Za to podpisywanie się pod niewykonaną pracą i prawdopodobne akceptowanie przestępstw, a być może i całego przestępczego systemu za który się ponosi odpowiedzialność?
Tu najbliższą analogią jak należy postępować jest jedynie zachowanie jakie należy mieć wobec lokalnych mętów osiedlowych. Wszyscy wiedzą, że tacy dorabiają sobie drobnymi przestępstwami czy paserstwem, ale nie bardzo są dowody, nie bardzo mozna złapać za rękę. Nic nie można zrobić, ale to wstyd dla przyzwoitego człowieka z takimi się pokazywać.

Jeśli szanowni sędzowie z PKW nie załatwią sprawy w sposób wzbudzający szacunek dla państwa, to właśnie tak powinni być traktowani. Cała powaga Rzeczypospolitej jest w ich rękach. Zobaczymy.

A drugą, lecz bardzo podobną kategorią są beneficjenci tego dziwnego zdarzenia Tu trzeba powiedzieć dwie rzeczy- tak jak jakaś odpowiedzialność PKW jest niewątpliwa, co najmniej są winni bałaganu i indolencji organizacyjnej (za co sam się podał do dymisji szef Krajowego Biura Wyborczego, ale to zdecydowanie za mało), tak nawet dożywotni wójt, choćby frekwencja w gminie wyniosła 120% i było 95% głosów nieważnych niekoniecznie musi mieć cokolwiek wspólnego z dziwnymi wynikami.

W sytuacji kryzysu konstytucyjnego także na szeregowym wójcie i radny spoczywa bardzo poważny obowiązek wyjaśnienia okoliczności tych wyborów. Do rezygnacji ze stanowiska i samorozwiązania rady gminy włącznie. Jeśli wybory były uczciwe- wygra je znowu, bez wątpliwości z mocną legitymacją. To się jak najbardziej każdemu wójtowi opłaci, bo będzie mieć w oczywisty sposób bardziej rozwiązane ręce przy zarządzaniu gminą. A jeśli będzie się mocno opierał takim pomysłom? Cóż- do rozważenia kwestia traktowania takich jak członków PKW po hipotetycznym pójsciu w zaparte.

Pozostaje kwestia PSL, działaczy i polityków tej partii

Cóż, zobaczymy, ale jeśli opowiedzą się przeciw rozpisaniu nowych wyborów samorządowych, to stawiają sie w roli co najmniej pasera. Nie ma w końcu żadnych dowodów na to, że to oni organizowali jako partia czy środowisko całą tą szopkę. Ale nie ma żadnych wątpliwości, że w zaskakującym stopniu zyskali na tak wątpliwej organizacji. Zdaje się, że są gdzieś w okolicach najwyższego wyniku wyborczego w historii, a nawet obecny jest nieprawdopodobnym zwycięstwem. I niewiarygodnym. A nie od wczoraj jest znana korelacja z poprzednich wyborów pomiędzy ilością nieważnych kart do głosowania i wysokimi wynikami PSL.Jest to organizacja, która jako całość skorzystała na bardzo niejasnym przebiegu wyborów, z olbrzymim prawdopodobieństwem skorzystania na licznych przestępstwa godzących w fundament państwa. Teraz mają okazję oczyścić się z tych podejrzeń, jeśli tego nie zrobią, nie powinno być dla nikogo dalej działającego w tej partii miejsca w życiu nie tylko politycznym, ale także publicznym. Nawet jeśli nie mają z tym nic wspólnego, obecnie mają obowiązek, jako politycy, ratować narażony na szwank autorytet państwa. Jeśli tego nie zrobią, cóż. Dość dobrym przykładem jest Komunistyczna Partia Polski. W końcu żaden przyzwoity człowiek nie mógł utrzymywać z nimi kontaktów pod groźbą faktycznej śmierci cywilnej, a działalność tej organizacji była przedmiotem działań Policji a nie dywagacji ustrojowych. I jeśli PSL nie odetnie się od tych podejrzeń czynem, a ma ku temu wszelkie możliwości, to należy go uznać za organizację państwowotwórczą w takim samym stopniu jak KPP.

Absolutnie nie namawiam tu do żadnej przemocy czy agresji. Wręcz przeciwnie. Kulturalnie  i konsekwentnie wykonana śmierć cywilna i cywilizowane okazywanie obrzydzenia taką działalnością może odnieść znacznie mocniejszy efekt. Oczywiście marsze, protesty i droga prawna też jest potrzebna. Ale bez pozbycia się ludzi, którzy dla paru złotych potrafią niszczyć konstytucję Polska nigdy nie będzie Polska.


Kacapskie porządki

Dlaczego każdy naród, który miał do czynienia z Rosją i jej sposobem sprawowania władzy, organizacji i administracji już więcej nie chce mieć nic do czynienia z władzami tego kraju i odcina się od niego tak bardzo jak może? Pisałem już poprzednio- kacapia jako metoda organizacji życia zbiorowego. Wywodząca się wprost ze Złotej Ordy nieumiejętność wpółdziałania i organizowania czegokolwiek innego niż głupia destrukcja. Koneczny wymyślił na to nazwę "cywilizacji turańskiej" i opisywał jakieś wymyślone cechy współdziałania wojskowego, itp. Po co? 

Kto to jest kacap wie prawie każdy

A jeśli nawet nie wie, to na przykładzie Krymu może się łatwo dowiedzieć

Rok temu Krym (to akurat tak samo jak i 500 lat temu) był przepięknym miejscem, z bardzo przyjemnym w lecie klimatem Rok temu, korzystając z tego klimatu względnie prosperował biznes turystyczny w biednym i skorumpowanym do cna kraju, jakim była Ukraina. Ukraina
biedna jest nadal, skorumpowana zaledwie bardzo, już nie do cna, ale za to jej władze nie sprawują kontroli nad Krymem

Oprócz tego było rolnictwo obficie korzystające z irygacji z olbrzymiego kanału doprowadzającego wody Dniepru. W miastach działała sieć elektryczna, wodna i kanalizacyjna a w ziemie ogrzewanie. To wszystko jest oczywiście radzieckiego projektu i wykonania, więc działa jak działa.Ale zawsze jakoś funkcjonowało.

Jak wiadomo, już dobrze ponad pół roku minęło od zajęcia Krymu przez Rosję

Przeżarta agenturą ukraińska armia nie stawiała specjalnego oporu i sama operacja poszła gładko. Tzw. referendum gorzej, bo oficjalnie nikt w to nie uwierzył.

Ale nie o tym. Już się wcześniej zdziwiłem, że nawet nie próbowali budować szybko mostu pontonowego przez cieśninę kerczeńską, ani nawet tymczasowych pływających instalacji portowych umożliwiających zwiększenie liczby promów. Poprawienie organizacji ruchu dla ułatwienia dostępu. Nic... Nic z tego nie zrobiono. Być może nie było takich planów. Oni po prostu zajęli kawałek terenu, przejęli pod swoją administrację 2 mln ludzi i wprowadzają swoje porządki . Kacapskie.

Zaczęło się od tego, że zamiast ludzi, którzy mieli pojęcie o działaniu tej sztucznej rzeki zasilającej Krym jakieś dziwne bandziory zaczęły się bawić śluzami i pompami. Nie przygotowano nic na rozpoczęcie sezonu irygacyjnego, więc się nie rozpoczął.

Uprawy wymagające irygacji w tym roku nawet nie zostały wysiane- bo i po co? Te które rosły wcześniej- uschły. Nie urosło praktycznie nic- to na wewnętrznych stepach Krymu.

Na nadmorskich wzgórzach jest lepiej- tam wilgoć i  opady pozwalają na naturalny wzrost winogron. Duża część winnic jest poradzieckia i wyrobom daleko do wytworności, ale są. Znaczy były, bo rosyjskie przepisy i administracja praktycznie w ogóle uniemożliwia wyrób wina i jego sprzedaż. Więc winnice w praktyce nic nie zarobiły i długo tak nie pociągną. Licencji na sprzedaż na terytorium Rosji w większości nadal brak i co najwyżej mogą sprzedawać na samym Krymie. Z czego oczywiście winny region nie jest w stanie się utrzymać.

W taki sposób można dojść do głównego biznesu Krymu, czyli turystyki. Konkretnie to byłego głównego biznesu. Przyjechało nieco turystów. Głównie z dwóch grup- Ukraińców, którzy przyjeżdżali tam od zawsze i nie bardzo wiedzieli co się dzieje, a wręcz byli zdziwieni istnieniem granicy, oraz Rosjan, którzy usłyszeli w telewizorach propagandę jak to trzeba w Rosji teraz urlop spędzać. OK, część była do tego zmuszona- urzędnicy państwowi otrzymali nakaz spędzania urlopu w kraju. Więc większość zakupiła zaświadczenia o pobycie na Krymie i spokojnie pojechała do Egiptu. Niektórzy się na Krymie naprawdę pojawili. Może im się spodoba, może nie. Na pewno im się nie podobało nawet dwie doby oczekiwania na prom.
Reszta zwykłych turystów się nie pojawiła. I nie ma się co dziwić jeśli w miejsce zwykłego gwaru turystycznych miejscowości pojawiły się pustki, nieco przestraszonych miejscowych i stada bandytów, zwanych samoobroną krymu, czy jakoś tak.

I tak sobie z wszystkim kacapstwo poczyniało, niekoniecznie kwitnącą, ale działającą lokalną gospodarkę doprowadzili do ruiny w pół roku.
Na dziś jest już mało śmiesznie, bo trwa sezon sztormów, przeprawa przez cieśninę jest wątpliwa, wkrótce może się zacząć, dość krótki tam i niekonieczny- sezon lodowy. Jeśli będzie, to promy będą stać. Bez żywności z Ukrainy nie będzie nic.
A zabawnie jest już teraz. Otóż, co było od dawna do przewidzenia, na Krymie brakuje wody. W Sewastopolu już trwa awaryjne zasilanie, w części dzielnic woda w sieci jest 2-3 godziny dziennie, w części wcale. Sytuacja jest taka, że stanu zbiorników na to obecne awaryjne zasilanie starczy na jeszcze ok 2 tygodnie. Potem jeszcze miesiąc spuszczania wody ze zbiorników poniżej normalnego dopuszczalnego technicznie poziomu. Znaczy ta woda tam fizycznie jest, ale jej usunięcie grozi uszkodzeniem zapór, nieprzyjemnym zachowaniem mułu z dna zbiorników, itp. Z końcem roku już nie będzie żadnej. 
Te zbiorniki powinny być zasilane wodami spływającymi z gór i opadami. Ale deszczu nie ma. To ostatnie to oczywiście nie jest kwestia kacapskiej administracji. Choć oczywiście kwestionowanie faktu zmian klimatu też należy do sztandarów kacapstwa (to akurat nie tylko kacapstwa). Ma za to duży związek z brakiem awaryjnego zarządzania wodą już od początku i zużyciem zawartości tego zbiornika na irygację w miejsce wyschniętego kanału.

A za tym idzie energetyka. 

Produkcja energii elektrycznej ze spalania, najbardziej w elektrowniach węglowych i atomowych, wymaga olbrzymich ilości wody.Której nie ma. A sieć ciepłownicza jest zasilana z elektrociepłowni. Która potrzebuje wody. Której nie ma. Oczywiście mogłaby być, gdyby przy kanale znaleźli się we właściwym czasie fachowcy, albo ktoś by potrafił się dogadać w sprawie dostaw wody, albo logistycy cywili lub wojskowi Rosji by potrafili zaprojektować i zbudować rurociąg dostarczający wodę pitną i do elektrowni na Krym. Albo w ostateczności zorganizować dostawy tankowcami z Donu- relatywnie blisko, nie taki strasznie duży koszt na awaryjne rozwiązania i możliwe bardzo szybko. A tymczasem NIC.
Wielki szał zajęcia terytorium, zrujnowanie gospodarki tego terytorium bez sensu w pół roku, a następnie zatruwanie życia ludziom, bo o drastycznych podwyżkach cen żywności i właściwie wszystkiego nie warto wspominać. Ludzie ogłupieni propagandą nawet czasem popierali zajęcie Krymu przez Rosję. Spodziewali się rosyjskich zarobków. A dokładnie to moskiewskich, ale że migrujący robotnicy pracują tylko w Moskwie, to inni myślą, że w całej Rosji są takie zarobki. A w Moskwie są wyższe niż na Ukrainie. Dopiero potem się dowiedzieli, że na rosyjskiej prowincji są niższe niż na ukraińskiej prowincji...A koszty życia w Rosji wyższe. Więc mają rosyjskie zarobki. I ceny też.

I tego się mieszkańcy Krymu dowiedzieli. Na własnej skórze. 
I to co w nachalnej propagandzie wygląda na nowy wspaniały świat, jest w rzeczywistości bandą kacapów, którzy potrafią rozwalić każdą strukturę społeczną w kilka miesięcy. Nie ma to żadnego związku z taką czy inną gospodarką, pieniędzmi, surowcami itp. To ma kompletny i całkowity związek z kacapską bezmyślnością, pogardą dla samodzielnej inicjatywy, strachem przed organizacją ludzi i nieudolnością scentralizowanej administracji. Efekty- tam, gdzie potrzeba odrobiny samodzielności i improwizacji na dużą skalę nie dzieje się nic. Tam gdzie potrzeba myślenia o przyszłości i o obywatelach (poddanych, niewolnikach?) tam nie dzieje się nic. Tam gdzie można coś zrabować, albo wymusić łapówki- tam działają sprawnie. Oraz niezwykle sprawni są w kreowaniu swojego obrazu jako normalny gospodarzy normalnego państwa. I to nam doskonale pokazuje przykład Krymu


Lewica w Polsce?

W Polsce jest jedna,bardzo charakterystyczna cecha sceny politycznej. Nie ma żadnej oferty politycznej dla normalnych ludzi o lewicowych przekonaniach. 

Po prostu nie ma. Na kogo może w Polsce zagłosować antyklerykalny zwolennik równości społecznej oraz jednocześnie osoba patriotyczna i uczciwa? 

Po sposobie prowadzenia śledztwa w sprawie śmierci prezydenta, dyplomacji, zwłaszcza na wschodzie, nadzoru nad inwestycjami (drogi, kolej porty), nadzoru na reformą armii, etc., nawet pomijając cały zestaw afer, żaden zachowujący minimum poinformowania o sprawach Polski i minimum przyzwoitości człowiek nie powinien mieć z obecnie rządzącym środowiskiem nic wspólnego. I właściwie nie jest problemem tutaj Platforma Obywatelska jako taka. Problemem jest całe środowisko, które bryluje wspólnie w polityce i mediach, znakomicie organizując sobie wzajemnie "deale" do łupienia kraju. Ot, zdarzy się jakieś niedopatrzenie w przepisach, powstanie firma, która akurat na tym korzysta i ma znakomitą opinię w głównych mediach- mechanizm typowy do rzygu. Uważny obserwator powinien wymienić takich co najmniej z 20 z czasów III RP. A większość tych afer, jeśli nie wszystkie gdzieś zahacza o tzw. "środowisko Unii Demokratycznej", dawniej zwane lewicą laicką, 

To towarzystwo znakomicie zmonopolizowało na pewien czas całe struktury władzy i cała dyskusję polityczną Polski. Jedyną platformą, na jakiej można się było przeciw nim zorganizować była prokościelna prawica. A mówiąc wprost- bez wsparcia, choćby przez życzliwe udostępnianie na spotkania salek parafialnych, nikt nie był w stanie wystarczająco się zorganizować, aby naruszyć monopol kreowania rządów jaki miała Gazeta Wyborcza i jej okolice do afery Rywina.

I mamy to towarzystwo. Zestaw bardzo dziwnych ludzi, dzieci i wnuków stalinistów, powiązanych najbardziej mętnymi więzami z radzieckimi służbami specjalnymi, Z osławioną prywatyzacją najnowocześniejszej fabryki samochodów na wschód od Łaby i jednej z nowocześniejszych w Europie za niecałe 1800 dolarów. Oczywiście z polskiej strony tą umowę podpisywał kolejny "as wywiadu" i późniejszy założyciel Platformy Obywatelskiej.

To tak, gdyby komuś brakowało argumentów. Ich naprawdę nie brakuje, są zakrzykiwane. Czasem do stopnia komicznego,ale zadziwiająco skutecznego. Np. nie sądziłem, że może istnieć ktokolwiek interesujący się polskimi sprawami, kto wierzy w oficjalny życiorys Lecha Wałęsy. A jednak. Własnie o lewicowych przekonania emigrant, biorący informacje z głównych mediów miał szanse się w ogóle nie dowiedzieć o kolejnych wyrokach jednoznacznie rozstrzygających kwestię przeszłości Lecha Wałęsy. I to jest właśnie tragedia.

Drogi wyborco lewicowy. Odłóż na chwilę sympatie partyjne. Ideologię i wszystko. I po prostu posłuchaj, a jeszcze lepiej przeczytaj w całości przemówienia obecnej pani premier, obecnego marszałka sejmu, poprzedniego ministra transportu.  Tylko w miarę możliwości należy wybrać te mniej korygowane i ustawiane. W wypadku ministra i marszałka znakomicie nadają się nagrania z restauracji "Sowa i Przyjaciele". A potem zadaj sobie podstawowe pytanie- nie o poglądy, a o kwalifikacje fachowe i moralne tych ludzi do sprawowania jakichkolwiek stanowisk. Np. kierownika sklepu warzywnego albo myjni samochodowej. 

A teraz o różnicy w poważnych sprawach. Kwestia przyszłości energetycznej Polski jest sprawą bardzo poważną. W największym skrócie w PO, SLD i PSL nie ma praktycznie nikogo, kto miałby o tym jakiekolwiek większe pojęcie, ale im to nie przeszkadza (z pewnym wyjątkiem Pawlaka z PSL). Nie przeszkadza im to, ponieważ celem dla całego tego towarzystwa nie jest interes narodowy. Nie jest nawet dobre wykonywanie pracy do której zostali najęci. Priorytetem jest ilość lodów, które można ukręcić (to dokładnie posługując się językiem tego towarzystwa- może za wyjątkiem dla niektórych z nich zbyt skomplikowanego słowa "priorytet"). A w Polsce nakładają się interesy Rosji i monopolu gazowego oraz sprzedaży ropy (to wszyscy wiedzą), oraz, co mniej znane, znajdujących się w ciężkiej sytuacji dostawców tradycyjnej energetyki, a najbardziej na krawędzi bankructwa francuskich sprzedawców rozwiązań dla energetyki atomowej.

Ci wszyscy zainteresowani, nazywając po imieniu Gazprom, Siemens i Alstom, razem z ambasadami ich krajów inwestują olbrzymie pieniądze w promowanie swoich interesów. Oczywiście nie przez jakieś głupie reklamy, tylko kupowanie przychylności dziennikarzy oraz polityków. I teraz towarzystwo z maszyną do lodów w herbie się tylko zapyta "ile można dostać", nie zadając żadnych pytań o sens czy konsekwencje dla kraju, bo to po prostu nie ich sprawa. Na tym tle ludzie z PiS wyglądają głupio. Bo po prostu nie mają pojęcia i często gadają od rzeczy. Z bardzo prostego powodu- polska debata publiczna jest tak zniszczona, że ten kto ma skrypt z Siemensa lub Gazpromu mówi ładnie i składnie (z tymi Gazpromowymi to różnie bywa, to jednak Kacapy). Ten kto próbuje wyrobić sobie własne zdanie na podstawie polskich źródeł- ma problem. I to duży. Ponieważ jeśli nawet nie jest to bezpośrednio propaganda, jest to bardzo często powielanie obcej propagandy. Jak ktoś się próbuje bronić, musi być mocno skonfundowany. Tu najlepszym dowodem jest rozpoczęcie, absolutnie pozbawionej sensu ekonomicznego, inwestycji w elektrownię atomową, wydawanie ciężkiej forsy z budżetu na także bezsensowne modernizacje starych bloków energetycznych. A z drugiej strony słyszałem o pewnym drugorzędnym polityku PiS, który próbował się wybić jako ekspert energetyczny na takich samych ekspertyzach z Gazpromu i Alstomu i bardzo elegancko został odstawiony na bardzo boczny tor w partii. Czyli jest jakaś nadzieja.

Po tym przykładziku wracamy do głównego problemu. Polska nie będzie w stanie się dobrze rządzić bez demokracji. A demokracji nie będzie bez normalnej lewicy. Normalnej tj. mającej społeczne poglądy inne niż prawica, dyskutującej w sprawach gospodarczych i społecznych, ale zdolnej do natychmiastowej zgody w sprawach państwowych. 

Pewną kpiną z wszystkiego jest fakt, ze facet, który w karierze politycznej był już działaczem katolickim i chyba też narodowym, a może sportowym, nagle założył partię której jedyną cechą był antyklerykalizm i dostał 10 % głosów. Wręcz nie wypada wspominać, że nawet głupiej koncesji na hurtowy obrót alkoholem w Polsce nie dostał nikt spoza esbeckiego towarzystwa, więc i spory producent tych alkoholi taki samodzielny to politycznie nie był- taka podpowiedź, jeśli z pierwszego zdanie ktoś się jeszcze nie domyślił. Jeśli już miałbym głosować na esbeków to zasadniczo bym wybrał bezpośrednio SLD. Ale to oczywiście indywidualna sprawa. Ja ich znam zbyt dobrze, źle się czuję z tym bydłem w jednym kraju...

A odpowiadając na najważniejszy problem- skąd wziąć taką normalną, antykościelną, lewicową, patriotyczną partię? Nie wiem. Chyba najlepszym sposobem by był podział PiS. Ale nie podział na kanapie, tylko podział na dwie duże partie, co oznacza najpierw coś w okolicach monopolu na władzę. Z dominacją w mediach i społeczeństwie. Czy to możliwe?  Wydaje się, że dopiero przy pewnej równowadze medialnej i co najmniej kilku przedstawicielach władzy za kratami. W sumie np. Ewa Kopacz by się znakomicie nadawała. Kwestia straszenia "powrotem kryminalistów do władzy" mogłaby zapewnić z dwie bezpieczne kadencje, co by mogło wystarczyć do podziału na odpowiedniki centroprawicy i centrolewicy w zachodnim stylu.
Ale czy antykościelni i lewicowi wyborczy potrafią się en mass odwrócić od "salonu"?

Postępy z odbudowy Związku Radzieckiego

Putina przeciętni Rosjanie odbierali jako tego, kto obiecał odbudowę Związku Radzieckiego. Zasadniczo słowa dotrzymuje. W sklepach rosną ceny (to nie do końca po radziecku), ale za to pustoszeją półki (to już ta prawdziwa odbudowa) Przemysł, widać w telewizji, działa znakomicie, a tym czasem na południowym Uralu i Syberii "chwilowo" nie można kupić benzyny. Znaczy jest, ale tylko dla firmowych samochodów. Dla prywatnych nie ma. 
Nawet w bardzo szybkim tempie udało im się dorobić kolejnego Afganistanu...
Jak donosi, wcześniej wspominany "batalion Kaukaz", Rosyjska armia w Donbassie teraz przemieszcza się w terenie już tylko w kolumnach pancernych. Patrole piesze i samochodowe, a tym bardziej żołnierze poza służbą byli zbyt często znajdowani nie do końca żywi. W odwecie podobno w jednej z wiosek rozstrzelano wszystkich ludzi z brodami (jako potencjalnych bojowników islamskich). Mogło to zabrzmieć komicznie, ale z pewnością takie nie jest. Dzisiejsza informacja o tym, że w kontrolowanej przez separatysów części Doniecka nastąpił potężny wybuch, władze samozwańczej republiki ogłaszały, że zostały zaatakowane rakietami, ukraińska armia zaprzecza a odzywa się "armia partyzancka Donbasu", która twierdzi, że zaminowali i wysadzili w powietrze magazyn amunicji separatystów. Patrząc na wściekłą reakcję separatystów i skalę eksplozji- zapewne był to ich magazyn amunicji. Kto za tym stoi- tak naprawdę nie wiemy. Możliwości jest sporo od pijanego w sztok lumpa przez dżihadystów po ukraińskie siły specjalne. 
Ale cokolwiek się tam dokładnie dzieje, wygląda na to, że w zajętej przez Rosję części Ukrainy wojna asymetryczna jest już faktem. czyli mają swój Afganistan. Zawsze to jakiś postęp w odbudowie Związku Radzieckiego.
W ramach odbudowy aresztowano także Ludmiłę Bogatienkową, działaczkę Komitetu Matek Żołnierzy. W sumie dziwne, że jej nie wsadzili do szpitala psychiatrycznego, ale plan jest chyba odbudowy z czasów świetności, czyli stalinizmu. Wtedy aresztowano, w istocie.
A z drugiej strony- co to za Związek Radziecki bez politycznych? To jakaś imitacja by była. 73-letnia kobieta? Też dobrze. Każdy może być aresztowany. Jak ZSRR to ZSRR!

Ale dość tych kpin

Wczoraj usłyszałem historyjkę w stylu i poziomu ostatnio widzianego w "Zapiskach Oficera Armii Czerwonej". Znajomy narodowości sowieckiej (choć zasadniczo Ukainiec, a i na Kartę Polaka by się załapał) przedstawił zupełnie poważnie teorię po usłyszeniu której szczęka mi opadła do podłogi, kiedy upewniłem się, że nie próbuje mnie wkręcać byłem w stanie wydukać z siebie tylko kilka pytań. Na szczęście towarzystwo obok (praktycznie całkowicie trzeźwe, nadmieniam) wdało się w awanturę, z wyzwiskami, itp. na temat czy Generał Roca był zbrodniarzem i ludobójcą czy patriotą i jednym z ojców nowoczesnej Argentyny. Jako, że mam mniej sprecyzowane zdanie w takiej kwestii, grzecznie się pożegnałem aby otrząsną c się z osłupienia.
Otóż- drodzy stali czytelnicy - pamiętacie jak wskazywałem ciągłość i tożsamość kulturową państwa moskiewskiego (jakiekolwiek by ono nie było) z dziedzictwem Złotej Ordy? Kto nie pamięta- tu link

Otóż Moskwa te zarzuty potraktowała bardzo poważnie. Oczywiście nie chodzi o żadne moje ich przedstawianie, teoria jest stara jak Kreml i dawno temu wszyscy uważali ją za oczywistość. Ale lata fałszowania historii i udawania normalnego państwa nieco to zmieniły. Na szczęście (nieszczęście?) ta mentalność stepowych barbarzyńców dość szybko wychodzi i razem z nimi kompleksy. Więc znaleźli rozwiązanie. Zgodnie z najnowszymi ustaleniami rosyjskich historyków (a przynajmniej popularyzatorów historii w wydaniu państwowych mediów kremlowskich:

Złotej Ordy nigdy nie było

Nie było nigdy żadnego imperium mongolskiego. 

Powtórzę jeszcze raz- według aktualnej linii moskiewskiej propagandy (tej skierowanej do swoich, a nie na eksport) Genghis Khan był nigdy nie istniejącą postacią. 
Wedle tych pomysłów podbój Rusi Kijowskiej przez Mongołów to była w rzeczywistości słowiańska wojna domowa. Przy tym mnie zatkało. Zachowałem jeszcze trochę przytomności i się zapytałem co z podbojem Chin i Persji przez Mongołów. Nie było. To tak gdyby ktoś się pytał. Zgodnie z najnowszą kremlowską wersją historii nie było w Chinach dynastii Yuan. Też ładnie. 
Inna sprawa, że oczywiście nie wiem, czy takie pomysły to aktualne uzasadnianie "wspólnoty braci Słowian", czy ogólne wybielanie wizerunku. Ale raczej to pierwsze. Obecna tamtejsza ekipa nie wydaje mi się zdolna do tak długoterminowej refleksji.
A najlepszym na to dowodem aresztowanie przedstawicielki zabitych jedynaków. Kościół katolicki jest o dwa rzędy wielkości mądrzejszy. Matka zabitego jedynka i jej ból jest w Kościele obiektem czci. I słusznie. Matki zabitych w Afganistanie też się do rozpadu ZSRR istotnie przyczyniły, ponieważ zamiast bać się władzy jak wszyscy- po zabiciu jedynaków i dostarczeniu ich na pokątne pogrzeby nocami nie miały juz nic do stracenia. W Argentynie także to Madres de Plaza de Mayo miały niemały udział w tym, że wojskowi z czasów junty swoje kariery kończyli za kratami, a nie na sutych emeryturkach, jak to miało miejsce zarówno w Polsce, jak też np. Chile.
A tymczasem liczba żołnierzy, którzy "ulegli śmiertelnym wypadkom na urlopie" solidnie już przekroczyła 4 tys. Dodawszy do tego brak jakichkolwiek emerytur dla wdów, a nawet wyrzucanie ze służbowych mieszkań, sytuacja dość szybko dojrzewa do końca możliwości bojowych rosyjskiej armii. I dobrze.
Warto przypomnieć kwestię pskowskiej dywizji powietrznodesantowej. Jeden jej batalion został wybity do nogi, ale od niedawna wiadomo, że jego dokumentacja została przejęta przez armię ukraińską. Ale chodzi o coś innego Psków i okolice to jest kompletna pustynia gospodarcza. Tam jedyną możliwością jest albo pracować w administracji (a jak wygląda zatrudnianie i w Polsce wiadomo), albo wyjechać do Moskwy, albo zostać kontraktowym żołnierzem. Innych możliwości praktycznie nie ma. Jak teraz się okazało, że najlepsza z tych opcji, czyli wojskowa łączy się z bardzo prawdopodobną śmiercią, a potem wyrzucaniem wdów (najczęściej bezrobotnych bo pracy nie ma, a pensje żołnierskie wysokie) ze służbowych mieszkań- to sytuacja była bliska wybuchu, ponoć cała dywizja odmówiła walki, a na pewno wróciła do Rosji. 
W takim tempie- kto wie? Może będziemy mieli z nimi wszyscy święty spokój szybciej niż się spodziewamy?



Manewry po rosyjsku

W Rosji odbyły się ćwiczenia Wostok 2014. Echem się odbiło to szerokim, według merdiów snujących propagandę siły Rosji pokazują właśnie tą siłę. 
Pokazały kilka rzeczy:
1. Na dalekim wschodzie Rosji znajduje się jakieś wojsko, które we swej większości potrafi być wystarczająco trzeźwe, aby przedostać się z koszar na poligon. 
2.  Prawdopodobnie to wojsko jest uzbrojone.
To są rzeczy prawie pewne.
Teraz czas na bardzo prawdopodobne. Patrząc na przebieg ćwiczeń, gdzie w trybie awaryjnym ściągano jednostki z europejskiej części Rosji, lokalne najwyraźniej nie były w stanie wykonać zadań poligonowych. Oczywiście to nie jest jedyne wyjaśnienie. Możliwe, że naprawdę był taki scenariusz ćwiczeń. Ale pierwsze wyjaśnienie jest  bardzo prawdopodobne, zważywszy, że w trakcie manewrów zginęło co najmniej 3 żołnierzy.  To oznacza albo bardzo nieszczęśliwy wypadek albo ryzykowne i/lub nieumiejętne dowodzenie. Patrząc na brak szczegółów- raczej chodzi o złe dowodzenie. Tu już czysto plotkarska teoria- że te kompetentne jednostki z europejskiej części Rosji ściągano z frontu pod Donieckiem, bo właściwie żadnych innych posiadających realną zdolność bojową w Rosji już nie ma. Tu jest poszlaka mocnego przygaszenia konfliktu w trakcie tych manewrów.
Kolejną rzeczą bardzo prawdopodobną był atak śmiechu w sztabach Japonii i Chin. Te ćwiczenia były zorganizowane dokładnie w tym samym celu co wszystkie okoliczne- prężyć muskuły, okazywać siłę i zmuszać do traktowania jak równorzędnego przeciwnika. Cóż, to może działać na chcące świętego spokoju kraja europejskie, które w imię pragmatyzmu czasem odpuszczają nawet honorowe sprawy. Azjaci tego nie mają. Oni nie mogą utracić twarzy. Wobec czego tego typu głupawe zastraszanie po prostu nie działa. 
A jeszcze przypomnijmy liczby. W manewrach wzięło udział ponoć 145 tys żołnierzy. Sporo. I dla takiej ilości był sprzęt, może nawet trochę więcej zakonserwowanego.
Tak czy inaczej lwia część tego sprzętu pochodzi, bo musi pochodzić z czasów radzieckich. Ta odrobina zmodernizowanego do poziomu przypominającego lata 90-te ubiegłego wieku jest zasadniczo w Europie.  Dla nie pamiętających mapy- to Rosja i to Rosja. Co za różnica.

No jest. 

Dla wyraźnego pokazania tej różnicy należy się cofnąć o ponad 100 lat. 

Wojna rosyjsko- japońska. Jak wiadomo wygrana przez Japonię, Większość floty carskiej przestała istnieć, wojska na wschodzie zostały praktycznie anihilowane. Imperium prawie się rozpadło, implozja została powstrzymana na kolejne 11 lat dzięki zdolnym ministrom i pewnej elastyczności cara. 
Usprawiedliwień dla przegranej zawsze się sporo znajdzie. Z tego co się orientuję, w historiografii sowieckiej jest zawsze jedno: "błąd pilota". Do dziś nie wiedzą dlaczego przegrali wojnę 1920. Oficjalnie, dowódcy później rozstrzelani byli idiotami. Tak przynajmniej mi tłumaczył znajomy sowiecki człowiek, co się w szkołach pilnie uczył. 
Wracając do normalnego świata- armia rosyjska była znacznie liczniejsza, lepiej uzbrojona i doświadczona niż japońska. Ale przegrała bo jej tam nie było. Nie było również dla tej części co była wystarczających ilości amunicji i wyposażenia. Bo nie mogło być. Przemysłu ani nawet większych skupisk ludności na wschodzie nie było, dlatego wszystko trzeba było przywozić co najmniej z zachodniej Syberii. A połączenie było tylko jedno- kolej transsyberyjska. Która jednak wtedy miała przerwę na jeziorze Bajkał. W lecie to nie był problem- przeładowywano i transportowano statkami. W zimie w sumie też nie- saniami po lodzie, a może nawet układano tymczasowe tory? W trakcie zamarzania lodu i roztopów- połączenia nie było.   Do tego linia ta była zbudowana na mały nacisk na oś, więc lokomotywy musiały być dość słabe oraz jednotorowa. W skrócie- przepustowość była żałosna i nie wystarczała na utrzymanie armii walczącej z Japonią.
Dziś kolej transsyberyjska wygląda zupełnie inaczej, dookoła Bajkału linia jest od dawna, cała jest dwutorowa i zelektryfikowana- przepustowość jest nieporównywalna. Na północ jest jeszcze jedna Bajkalsko- Amurska Magistrala. Jednotorowa i niezelektryfikowana o mocno górskim przebiegu, ale jest.  Potrzeby logistyczne też są sporo większe... Tylko w 1904 roku Japonia była krajem, który rozpoczynał uprzemysłowienie importując maszyny i technologię oraz uprawiając na rynki wewnętrzne i okolice dość prymitywną produkcję, a Rosja mocarstwem  z trzykrotnie liczniejszą populacją i nieporównywalnie bardziej uprzemysłowionym (mimo ogólnego zacofania). Dziś, hmmm. Populację jeszcze można porównywać- jest prawie taka sama. Znaczy populacja Rosji jest prawie taka sama jak 100 lat temu i Japonii obecnie. O przemyśle w porównaniu z japońskim obecnie raczej nie należy wspominać... O jakości sprzętu wojskowego, łączności i logistyki też raczej nie.
Wracając do połączeń- drogi pomiędzy zachodnią Syberią i Dalekim Wschodem Rosji nie ma żadnej. Tzn. na mapie teoretycznie istnieje, ponoć była już uroczystość otwarcia. Asfalt mają  położyć juz w 2017, czy coś takiego. W skrócie- drogi nie ma.
W wypadku konfliktu linia kolejowa też by szybko przestała istnieć, to było przy okazji wszystkich konfliktów ostatnich kilkudziesięciu lat ćwiczone wielokrotnie.
Jeśli japoński sztab skręca się ze śmiechu na widok rosyjskiego prężenia muskułów, to może to pokaz dla inny wielkich wrogów? Np. Chin. Yyyy. Gęsta siatka połączeń z wnętrzem fabryki świata i ponad miliardowa populacją. Najwyraźniej liczą na to, że wielcy wrogowie ze wschodu umrą ze śmiechu na widok rosyjskiej armii.
Ale jest. Zawsze to coś, w razie W przez chwilę może stawić opór. 
W końcu tak naprawdę roszczenia terytorialne wobec Rosji mają trzy państwa. Tylko trzy, a patrząc na histerię kacapskiej propagandy wydaje się, że cały świat z USA i Polską na czele.
Cóż- te trzy państwa to są Chiny (co najmniej tzw. 33 wioski, a może i całość terenów z nierównoprawnych traktatów), Japonia (południowe Kuryle) i Ukraina (Krym, oczywiście). 
Jak widać, z prawdziwymi wrogami na wschodzie Rosja sobie nie jest w stanie poradzić, więc tworzy nowych na zachodzie. Fajna polityka.

A tymczasem na froncie donieckim  trwa podobno zawieszenie broni. 

Stary numer, jeszcze z czasów Złotej Ordy, ostatnio stosowany przez nich w Abchazji. W trakcie zawieszenia broni nie walczy rosyjskie wojsko a tylko "separatyści".  Co prawda z wyglądu jedni od drugich się nie różnią, ale nie czepiajmy się szczegółów
Z konkretów - wczoraj (piątek 03.10) odbyły się dwa szturmy na donieckie lotnisko (gdzie od dawna odpiera kolejne ataki ukraińska załoga. Ciekawe. W pierwszym uczestniczyły dwa czołgi i transporter opancerzony. 
Jak wynika z później zamieszczonych na forach opisów przez rosyjskiego żołnierza, relatywnie blisko budynków lotniska, bez żadnych wcześniej widocznych przejawów obecności Ukraińców, praktycznie w jednej chwili trafione zostały oba czołgi, w jednym wyleciała wieża (znaczy wybuch amunicji- nie ma co zbierać z załogi), drugi się zapalił, ale mógł się wycofać. W tym samym momencie zabity został kierowca ciężarówki, więc desant się z niej ewakuował dokładnie po to aby wpaść pod celny ogień moździerzowy. Rozpoczęty bez wstrzeliwania się, od razu pełną salwą.

 Kto się schronił za wycofującym się czołgiem, ten przeżył. 

Drugi atak był znacznie poważniejszy. Z tego samego źródła wynika, że do szturmu zebrano ok 50 ciężarówek żołnierzy i 30 czołgów. Atakujący dostali się na parter terminala lotniska, a potem się stamtąd z powrotem wynieśli. W zawieszeniu broni (tym razem prawdziwym) Ukraińcy pozwolili pozbierać rannych i trupy. Potrzebne do tego smutnego zajęcia były 3 grupy z ciężarówkami. 
Jak dalej wynika z tego opisu z rosyjskiej strony- z batalionu Specnazu zostało około kompanii. Co oznacza, że i drugi szturm w sporej część spotkał los pierwszego- generalnie złapanie w zmasowany i celny ogień na otwartej przestrzeni. 
Po tym opisie, dość smutną wiadomością dla Ukraińców jest to, że zginął także dowódca rosyjski, major Specnazu. Tu mieli gwarancję głupoty, a może następny przez przypadek będzie mieć jakieś kwalifikacje? Po stronie obrońców zginął 1 żołnierz, 3 rannych. To jest aż nieprawdopodobne, choć z każdego punktu tego opisu widać bardzo dobre dowodzenie i wyszkolenie po stronie ukraińskiej i bardzo złe po rosyjskiej.
Obrońcy- byli niewątpliwie dobrze zamaskowani. Obliczenia pola ognia moździerzy były wcześniej wykonane. Snajperzy na stanowiskach dobrze przygotowani. Cała odpowiedź obrońców doskonale skoordynowana. Umocnienia były przygotowane doskonale, ponieważ rozpoznanie, pomimo oczywistego wskazania stanowisk ogniowych w pierwszym ataku, atakującym w drugim szturmie nic nie dało, więc musiały być przygotowane zapasowe pozycje, być może liczne. 
Za to armia rosyjska atakowała klasycznym pancernym szturmem na przełamanie obrony po otwartym terenie. To działało. W czasie I w.ś., kiedy nie było jeszcze broni przeciwpancernej.... W czasie wojny zimowej też tak atakowali, w czasie 2 w.ś. też. Za każdym razem przeciwników dziwiło, jak można dopuścić do śmierci takiej ilości własnych żołnierzy takim głupim dowodzeniem.
Ale cóż- zgodnie z tamtejszym nauczaniem, sprzęt i taktyka są doskonałe i najlepsze bo kacapskie. Tylko czasem są zdrajcy dowódcy, którzy się nie znają i nie potrafią tak doskonale zagrzewać do szturmu. Yyyyy. Serio...

Kacapia w praktyce

Pod poprzednim wpisem w komentarzu komentator Sławek zamieścił link do wykładu prof Szeremietiewa. Zdecydowanie polecam obejrzeć. Generalnie nie lubię i nie oglądam tego typu rzeczy, wolę przeczytać tekst- jest to szybsze i łatwiej wychwycić niuanse myśli. Lub zauważyć ich brak. Romuald Szeremietiew potrafi prowadzić wykład w spokojny i spójny sposób, więc poświeciłem godzinę z hakiem na odsłuchanie i polecam.

IMO najciekawsze było spostrzeżenie, że zupełnie tradycyjnie rosyjska armia jest zwyczajnie słaba przez niskie kwalifikacje dowódców i umiejętności żołnierzy. Podał na to bardzo ciekawy przykład- otóż w wojnie polsko- bolszewickiej, w Armii Czerwonej służyła zasadniczo kadra wykształcona w akademiach wojskowych carskiej Rosji. Na apel bolszewików zgłosiło się ochotniczo 40 tys. (tak!) wykształconych oficerów. I co? I nic. W walce okazało się to co się okazało. Umiejętności dowodzenia w polskiej armii stały na niewątpliwie o klasę wyższym poziomie.

Za to później dzielna radziecka propaganda wyjaśniając wielce tajemniczy powrót niezwyciężonej armii Czerwonej spod Warszawy tłumaczyła, że tak naprawdę, to zwłaszcza Armia Konna Budionnego to była tylko jakaś garstka obdartusów i nie mogli wykonać zadania, więc wrócili. Prawie się zgadza. Tylko, że garstką obdartusów to oni byli jak wracali, nader nieliczni, z paradującym w obsranych spodniach Józefem Stalinem u boku Budionnego. No dobrze, o tych spodniach to radziecka propaganda milczała.

W rzeczywistości była to bardzo dobrze wyposażona i posiadająca w całości profesjonalną kadrę armia, której zadaniem było przejść przez Ukrainę, zająć Lwów i łącznie z armiami północnego frontu uderzyć symultanicznie na Warszawę i dalej przebić się do Niemiec. Początek był dobry- przełamali front pod Kijowem i ruszyli na zachód. Nie było trudno, bo mieli przewagę w żołnierzach co najmniej 10 krotną, w sprzęcie nawet większą. Cóż, następne części planu, pomimo tak gigantycznej przewagi hm.. nieco nie wyszły. Mniejsze jednostki polskie atakowały skrzydła i opóźniały działanie, jednocześnie praktycznie paraliżując bolszewicki zwiad. Złamanie kodów radiowych i prawie kompletne panowanie w powietrzu sprawiło, że polski sztab miał o ruchach i sile Armii Czerwonej znacznie szybsze i dokładniejsze informacje niż bolszewicki (!!!)

Resztę załatwiło kilkunastu pilotów Eskadry Kościuszkowskiej, nękającymi nalotami znacznie spowalniając przemarsz i demoralizując armię oraz 300 Nieśmiertelnych spod Zadwórza.

To wystarczyło aby Budionny razem z tym co potem uciekał w obsranych gaciach nie dotarli do Lwowa, bo zaczęli się spieszyć pod Warszawę, gdzie też się spóźnili. Północna część armii czerwonej już zasadniczo nie istniała, gdy pod Komarowem wyjątkowo silny oddział polski, bo zaledwie czterokrotnie mniej liczny od sił Budionnego przerobił ich na już prawdziwą bandę obdartusów. Skądinąd razem z tym w obsranych gaciach życie zawdzięczają nieudolności niejakiego płk. Żymierskiego, który dopuścił do przedarcia się się resztek Armii Konnej  przez swoje pozycje. Nic dziwnego, że za najczarniejszego stalinizmu został wybitną wojskową szychą. I to jest kolejny powód, aby się kacapstwem nie przejmować, bo facet został mianowany wysokim dowódcą właśnie za swoją nieudolność. Oficjalna wersja brzmi, że za wyrok za korupcję i degradację w czasach 2 RP, czy późniejszą pracę dla NKWD, ale wdzięczność Stalina też czasem istniała

Inna sprawa, że Budionny o bitwie warszawskiej prawdopodobnie nie wiedział, bo bolszewickie radiostacje armijne były w tym czasie zagłuszane. Konkretnie to z jednego zdobytego egzemplarza bolszewickiej radiostacji polscy radiotelegrafiści nadawali na okrągło... Biblię.

I tak było nie tylko wtedy. Jeśli dokładnie spojrzeć, to zwyczajne proporcje sił typu 4- krotna przewaga liczebna Moskali dawała pewną równowagę sił.

Wbrew pozorom to nie żadna magia. To po prostu kacapski system, który niszczy jakakolwiek samodzielność jednostki, więc także inicjatywę własną na niższych szczeblach zarządzania i dowodzenia. To skutecznie uniemożliwia reagowanie na zmieniającą się sytuację frontową przez podoficerów. Którzy w armii tak imperialnej Rosji, sowieckiej, jak też obecnej i  tak nie mają nic do powiedzenia i nie służą do dowodzenia na najniższym szczeblu a do wymuszania dyscypliny. Efektywnie, kiedy w tak zarządzanej armii cokolwiek przestaje iść zgodnie z przygotowanym planem i rozkazami z góry- wszystko się pruje i sypie. 
Nie tylko w armii. Tak działa całe społeczeństwo, bo tak jest ukształtowane. Każdy, kto próbował robić cokolwiek w Rosji (oprócz załatwiania najprostszych spraw) to wie. Pracownicy, którzy powinni być samodzielni- nie są. Niższy szczebel zarządzania, od którego w zachodnich warunkach się oczekuje samodzielności i inicjatywy- absolutnie nie rozumie o co w ogóle chodzi.

W takich warunkach nie ma żadnej możliwości zaistnienia usprawnień, innowacji i w ogóle rozwoju technologicznego, jak tylko za pomocą importu technologii. Importu= zakupu, kradzieży, porywania naukowców, jeńców wojennych, itp.Wszystkie wcielenia Kacapii dokładnie tak działały. Od Imperium Mongolskiego, przez Złotą Ordę, Księstwo Moskiewskie, Imperium Rosyjskie, ZSRR do dzisiejszej Rosji.

Kilka charakterystycznych przykładów:

1. Silnik do czołgu T-34. Zaprojektowany pod koniec lat 30-tych, ówcześnie całkiem ciekawy sprzęt. 38 l. pojemności w układzie V-12, od ponad 300, stopniowo wzmacniany do ok 500 KM. Wielkość i moc konstrukcji była ograniczona, ze względu na materiały dostępne w latach 30 tych. Później, po 2 w.ś. pojawiły się nowe stopy i możliwości precyzyjniejszej obróbki. Nawet w ZSRR. I co? I nic. Silnika nie przeprojektowano. N ie zmieniono praktycznie nic, nawet projektu rozrządu, który mógłby najbardziej zyskać na wytrzymalszych materiałach. Jak silnik miał trwałość około 300 godzin tak zostało. Dołożono tylko turbosprężarkę i jest montowany do rzekomo supernowoczesnych T-90.

2. Najnowocześniejsza rosyjska ciężarówka, czyli Kamaz. Kabina tego pojazdu to kopia produkowanej w połowie lat 50-tych przez General Motors. GM całkowicie nowy model wypuściło w latach 60-tych, produkcja Kamaza ruszyła pod koniec 70-tych i trwa do dziś. Kabina to dość skomplikowany element, ale mocno wpływający na wszystko, od wydajności technicznej przez komfort do zużycia paliwa. I w tej dziedzinie twardo produkują model sprzed ponad pół wieku. Bez jakichkolwiek realnych ulepszeń.

3. Dość zabawna rzecz- most pontonowy. Akurat w miarę wiem jak wygląda, bo kolega kilka sekcji kupił i wynajmuje. Wojsko polskie sprzedawało, bo ten projekt naprawdę nie odpowiada w żadnym wypadku współczesności. Przejrzałem temat, bo byłem ciekaw dlaczego właściwie Rosja nie zbudowała jeszcze jakiejś tymczasowej przeprawy przez cieśninę kerczeńską. Otóż te radzieckiej konstrukcji mosty tak od biedy to by się nadawały, więc nie zbudowali z powodu kacapskiego bardaku, najprościej mówiąc. Ale zobaczyłem porównanie projektów i konstrukcji obecnych zachodnich i rosyjskich. W skrócie: rosyjskie są oczywiście kopią tych otrzymanych w ramach lend-lease w czasie 2 w.ś. Od tego czasu na Zachodzie "trochę" to ulepszono. Na małe przeprawy- szybkość rozkładania i możliwość zrobienia tego pod ostrzałem, większe mosty- wytrzymałość i prędkość przejazdu, odporność na warunki lodowe i pływy. A tymczasem Rosja nie posiada żadnego systemu przeprawowego na warunki lodowe. Rosja!!!
Ale największa ciekawostka- same pontony to po prostu stalowe zbiorniki, ze wzmocnionym pokładem i jakimś systemem łączenia. Nic szczególnego. Ale armia jugosłowiańska zakupiła licencję i rozpoczęła dla siebie produkcję. Tylko z podstawową zmianą- zbiorniki zostały wypełnione pianką poliuretanową. To było w czasach 2 w.ś. niemożliwe, styropianu też było zbyt mało dla takiego użytku. Można to było robić już kilka lat po wojnie. Ale w ZSRR nigdy nie dokonano nawet takiej zmiany projektu. Dlaczego to ważne? Różnica pomiędzy pustym stalowym pontonem, a wypełnionym pianką polega na tym, że pierwszy z małą dziurą tonie, a drugi nie. A dziurę w blasze 6 mm z miękkiej stali to każdy pocisk karabinowy zrobi. W ten sposób ZSRR i obecnie Rosja dysponuje jedynym na świecie systemem przeprawowym który jest całkowicie nieodporny na ostrzał z broni małokalibrowej. Dlatego, że w tym systemie nie dało się zmienić projektu aby wrzucać do środka styropian.....

Wartość radzieckiego stylu logistyki dość dokładnie pokazała bitwa o przyczółek Pusan w wojnie koreańskiej. Mając przewagę zaskoczenia wojska Północy zajęły prawie całą Koreę. Kompletnie nieprzygotowane i słabo uzbrojone oddziały Południa i USA wycofały się prawie do morza i rozpoczęła się bitwa o linie zaopatrzeniowe. Amerykańscy logistycy w kilka dni zorganizowali system, który pozwalał transportować setki ton dziennie z USA na linię frontu,  najpierw samolotami do Japonii, potem ekspresowe pociągi towarowe i promem do Pusan. Cały przerzut był prawie niezależny od pogody (bo zorganizowano 3 trasy z pośrednimi lotniskami) i cały transport trwał ok 3 dni.  Zaplecze remontowo- naprawcze i szpitalne w Japonii, znane z doskonałego filmu szpitale przyfrontowe, itd. Jak po 3 tygodniach zaczęły docierać jeszcze statki z zaopatrzeniem, wszystkiego było więcej niż potrzeba, choć większość broni pochodziła z 2 w.ś.

W tym samym czasie wojska Północy działały według przygotowanego planu i radzieckich schematów. Skracając historię- po dwóch tygodniach system się załamał, ponieważ już nie było mostów- lotnictwo ONZ sobie z nimi bardzo łatwo poradziło. Znacznie łatwiej niż później w Wietnamie- ale tam nie używano radzieckich konstrukcji.... Lokomotywy, wagony i towary na nich były, dostarczane z Chin i ZSRR, ale co z tego, skoro nie mogły dotrzeć na front. W efekcie Armia Północy nie mogła przeprowadzić dalszej ofensywy z braku amunicji, a kiedy ruszył front ONZ północni nie byli w stanie sprawnie walczyć z powodu osłabienia przez brak należytego wyżywienia od miesiąca.

Z tego powyżej dość łatwo sobie wyobrazić jak by wyglądała wojna NATO ze Związkiem Radzieckim w Europie. W latach 60, czy 80-tych. W pierwszym dniu Armia Radziecka by dzielnie sforsowała Łabę i ruszyła na zachód. Drugiego dnia zbombardowane przez NATO by przestały istnieć stałe mosty na Łabie, Odrze, Wiśle i pewnie też Bugu. Trzeciego dnia by powstały radzieckie pontonowe, zatopione dwie godziny później, w przeciągu kilku następnych dni radziecka armia staje z braku paliwa.

Co do technologii Kacapii to prawie wszystko co da się powiedzieć, ale o sile i skuteczności mongolskich podbojów trochę można dodać, co też będzie w następnej części. W końcu na 100 lat zajęli Warszawę.

Batalion "Kaukaz"

Informacja,  która była zupełnie do przewidzenia, prędzej lub później, ale jest ciekawa i z potencjalnie szerokimi konsekwencjami.

Otóż zaanonsował się w Donbasie wymieniony w tytule Batalion "Kaukaz". Składa się on, jak nazwa może sugerować z ludzi z Kaukazu. Zapewne w większość północnego. Jaki sami siebie opisali, zasadniczo w ramach dwustuletniej tradycji wybierali się walczyć z Rosją, planowali na dżihad postrzelać do ludzi Assada, postrzeganego jako przydupas Rosji, ale skoro Allah zesłał im możliwość zabijania żołnierzy rosyjskich, to oczywiście był to znacznie lepszy pomysł.

W taki sposób się znaleźli w Donbassie. W dość oczywisty sposób nie mają nic wspólnego z armią ukraińską, oprócz wspólnego wroga. Ma to pewną zasadniczą konsekwencję- ich nie obowiązuje żadne zawieszenie broni. Jak ruskie wlazły  na Kaukaz 200 lat temu, to dalej tam siedzą i do tego czasu oczywiście należy ich konsekwentnie eliminować i z ich punktu widzenia o żadnym zawieszaniu broni nie ma mowy.
Jak sami twierdzą, nie używają broni palnej i na razie nie mają tam zamiaru. A także, że ukrywają się w dzień i walczą w nocy. Z tą deklaracją współgra inna informacja. Wczoraj rano (07.09) w północnej części Doniecka pojawił się zdezorientowany i zapłakany rosyjski żołnierz, który opowiadał, że jako jedyny przeżył z dywizjonu artylerii (ok 60 ludzi), których w nocy ktoś zaatakował bez strzelania- walką wręcz i nożami. Podobne zdarzenie miało miejsce kilka tygodni temu, kiedy na checkpoincie kontrolowanym przez rosyjską armię zginęła w nocy cała załoga (ok 50 osób). Wtedy któryś z ochotniczych batalionów sugerował, że to ich robota, ale tego oczywiście nie wiadomo. 

Batalion Kaukaz ogłosił później, że zapewne w związku z ich ostatnimi sukcesami (nie podając nic więcej), rosyjska armia zmienia sposób działania i ochrony, wobec czego oni także się dostosują, teraz się dzielą na grupy po kilka osób i będą atakować mniejsze oddziały, ale ze znacznie większą częstotliwością i na większym terytorium.

To oznacza od praktycznej strony wojnę partyzancką

Na razie na niezbyt wielką skalę, ale to jest kwestia tygodni, a może nawet dni, kiedy każdy nocny patrol armii rosyjskiej będzie ryzykowną wyprawą do strefy wojny, i następne niezbyt długiego czasu, kiedy tych patroli już nie będzie. 

A przy okazji zupełnie oczywiście będą one przeprowadzane jak do strefy wojny. Co także lokalna ludność zobaczy, zmęczona ruskimi porządkami nabierze nadziei. Jak przed wojną Donbass nie był najlepiej prosperującym i najbogatszym miejscem i tak funkcjonował lepiej niż rosyjska część tego zagłębia. A obecnie przecież praktycznie nie działa tam nic. Mieszanina w sam raz do rozpoczęcia wojny partyzanckiej na dużą skalę. 

A tymczasem z Pskowa nadchodzą jeszcze ciekawsze informacje

Wspomniana wcześniej 76- ta dywizja ma "drobne" problemy. Nie bardzo może wysłać następne oddziały na Ukrainę. Nie jest to jakiś otwarty bunt, to nadal jest normalny oddział wojskowy, ale żołnierze odmawiają bycia wysyłanymi na wojnę jako urlopowani i domagają się normalnych rozkazów
Psków jest tu szczególnie interesujący, bo jest kompletnie nieinteresującym miastem. Ma coś ok 200 tys mieszkańców, cała gubernia 600 tys. i właściwie jedynym sensownym pracodawcą jest tam armia. Kto się nie zatrudni w wojsku, albo w ledwo dyszących lokalnych biznesach, i tak sprzedających dla wojskowych, musi po prostu wyjechać. Oczywiście do Moskwy, bo tylko tam jest praca. I właśnie ci wojskowi zostali postawieni przed dość dramatycznym wyborem- albo ryzykują wyrzucenie z armii pod jakimś pretekstem (zawsze się znajdzie), albo zdrowie i życie na Ukrainie. To pierwsze, jak widać wydaja się im mniej problematyczne. 


Kiedy skończy się wojna na Ukrainie?

W drugiej połowie 20 w. było kilka z dzisiejszego punktu widzenia bardzo ciekawych konfliktów. Mianowicie francuska wojna w Algierii, amerykańska w Wietnamie i radziecka w Afganistanie. Wszystkie one, pomimo znaczących różnic, miały istotne cechy wspólne:
1. Ciężko tak naprawdę zdefiniować w nich stronę agresywną i broniącą się, a także relatywne zamiary wobec miejscowej ludności.
2. Ludność wkrótce po rozpoczęciu konfliktu wyalienowała się od wojsk interwencyjnych (nawet pomimo czasem znacznego dla nich poparcia, jak dla ZSRR przez pierwsze tygodnie w Afganistanie) i rozpoczęła współpracę z mniej lub bardziej zorganizowaną partyzantką i regularnymi armiami sąsiedniego kraju (DRW i Pakistanu odpowiednio)
3. Właściwie wszystkie te wojny spowodowały spadek prestiżu armii w kraju do granicy rozkładu, sytuację masowego unikania armii i protesty do granic załamania się systemu politycznego (w USA system konstytucyjny się nie załamał, w ZSRR nie było masowych protestów, we Francji nastąpiło i jedno i drugie.)
4. We wszystkich tych wojnach zabici i ranni żołnierze byli prze władze traktowani bez szczególnych honorów wojskowych i przywilejów, raczej jak najemnicy.

Oraz, co zabawniejsze- wojny trwały praktycznie tyle samo. Nie w sensie czasu, tylko w liczbie ofiar. Nawet nie bezwzględnej, co w 

proporcji do populacji

Dwa z tych krajów musiały wycofać się po śmierci około 0,4 promila populacji. 25 tys z 55 mln Francji, 58 tys ze 195 mln USA. ZSRR stracił w Afganistanie zaledwie 15 tys zabitych z populacji 280 mln. Ale do tego należy dodać liczne ofiary niewiarygodnie prymitywnego poziomu opieki medycznej w kontyngencie interwencyjnym. O wojnie w Afganistanie polecam jako klasykę Afgantcy Rodrica Braithwaita (nie wiem czy jest po polsku). Przy okazji można zobaczyć jak mały tak naprawdę mieli sowieci wpływ nawet na marionetkowe rządy. I powiedzieć jasno - teoria o sterowaniu swoim człowiekiem to bzdura. Każdy ma wolną wolę i swoje ograniczenia. Jeden nic nie rozumie, a drugi jest alkoholikiem, trzeci nie ma pojęcia o świecie, dyplomacji i historii i właśnie z takich rekrutowano ministrów spraw zagranicznych ZSRR oraz jak wiadomo przejęła ten zwyczaj Rosja. Przy okazji autor korzystał rosyjskich archiwów, więc można się z niej przy okazji dowiedzieć co Andropow myślał o inwazji na Polskę i rozwiązaniu sprawy Solidarności. Polecam.
To oznacza, że wbrew, pozorom odporność radzieckiego społeczeństwa na straty w wojnie interwencyjnej była znacznie mniejsza niż zachodnich. Częściowo może wyjaśniać to fakt, ze już wtedy radziecki poborowy, w przeciwieństwie do amerykańskiego  i francuskiego wcześniej, był zazwyczaj jedynakiem, a najwyżej pochodził z rodziny z dwójka dzieci. Albo z muzułmańskiej.A muzułmanów wysyłano tam raczej tylko z niewątpliwą lojalnością, a rutynowo w inne obszary Związku Radzieckiego. Co razem zwyczajnie zwiększało prawdopodobieństwo, ze rodzice zmarłego jedynaka będą mieli dość dużo pretensji do rządu.
A teraz oceniamy dzisiejszą sytuację. Otóż poborowy w Rosji jest w 80% jedynakiem, nieco starsi żołnierze, urodzeni w latach 80-tych niekoniecznie.
Także obecnie- sensownego wyjaśnienia wojny na Ukrainie z rosyjskiego punktu widzenia niema. I im więcej ofiar tym bardziej nie będzie. Im mniejszy szacunek dla walczących, tym mniej społeczeństwo wytrzyma (bo i trudno wytrzymać chowanie jedynaka w rowie pod płotem nie wiadomo gdzie za granicą.).

Na szczęści zaczynają się pojawiać wiarygodne dane o ilości zabitych rosyjskich żołnierzy. Nikt ich oficjalnie nie podaje, bo i oficjalnie ich tam nie ma, jak wiadomo. Ale są

 stowarzyszenia matek żołnierzy

Są one prawdziwymi organizacjami obywatelskimi w Rosji, jako jedne z bardzo nielicznych. Cóż,matka której nie wiadomo gdzie zabito jedynaka potrafi mieć dość dużo determinacji i odwagi cywilnej. 

Ich dotychczas zebrane dane pokazują powyżej 2 tys zabitych i około cztery razy tyle rannych. Mówimy TYLKO o rosyjskim wojsku, zabitych z prywatnej rekrutacji nikt nie liczył.
Przy okazji, dość znana już sprawa 18-tego batalionu zmechanizowanego ze Pskowa. Batalion praktycznie w komplecie (elitarna jednostka), ok 1200 osób z całym sprzętem, zatrzymał w trakcie przemarszu na nocleg gdzieś pod Donieckiem. Zapewne dla obrony przed atakiem obóz rozłożono dość ciasno. Obóz został ostrzelany, na tyle skutecznie, że zaczęły wybuchać ciężarówki z amunicją. Wiadomo o 120 zabitych i 600 rannych, ale nie wiadomo ilu jest zaginionych, a powiedzmy sobie szczerze, w okolicach wybuchającej ciężarówki z amunicją to jest potrzebny nieśmiertelnik z nierdzewki, a tamci jeśli nawet mieli to aluminiowe i w ten sposób część na zawsze będzie zaginionymi.
W ten sposób mamy zebraną całkiem sporą liczbę danych.
możemy szacować czas buntu społeczeństwa

Przyjmijmy za maksymalna wytrzymałość populacji nawet okolice francuskiej wojny w Algierii (co wydaje mi się mocno zawyżonym, tam walczyła z jednej strony Legia Cudzoziemska, z drugiej nie było to społeczeństwo jedynaków). 
To by dawało około 63 tysięcy zabitych zanim rosyjskie społeczeństwo raczy się zbuntować. Jest to liczba przybliżona, ale maksymalna. Minimalna jest nieco poniżej Afganistanu. Poniżej, bo obecna rosyjska armia traktuje dużo gorzej swoich zabitych i rannych. Obecna populacja Rosji to jest teoretycznie prawie połowa populacji ZSRR z czasów wojny afgańskiej. Praktycznie pewnie nieco mniej, ale przyjmijmy połowę. To nam daje także połowę strat, czyli zaledwie 7,5 tys. zabitych do rewolucji w Rosji. 
Jeśli konflikt utrzyma obecną intensywność (a na razie nie ma powodu wątpić) to wielkość strat utrzyma to tempo. Liczmy, że te 2 tys można rozłożyć na 3 miesiące, aczkolwiek ilość mieszkańców Donbasu i prywatnych najemników drastycznie spada, rośnie udział regularnej armii rosyjskiej, więc są to raczej dla ekstrapolacji zaniżone straty. 

Ale do osiągnięcia liczby 7,5 tys brakuje w takim razie niecałe pół roku, dla tej górnej granicy w obecnym tempie około 8 lat. Więcej rosyjskie społeczeństwo nie wytrzyma i jest to praktycznie gwarancja zawalenia się ustroju, a może tez państwa. Ta liczba leży gdzieś pośrodku, ponieważ obecna rosyjska propaganda jest znacznie skuteczniejsza niż radzieckie media, którym nikt nie wierzył. 
Tak wiem, to okrutne rozważania, ale cywilizowany świat nie ma innego wyjścia. Obecny lokator Kremla musi go opuścić w kajdankach lub nogami do przodu, a samo państwo się załamać aby świat stał się bezpieczniejszy.

wojna jest przez Rosję już niemożliwa do wygrania

Sytuacja nie jest odległa od rozpoczęcia partyzantki na zapleczu armii rosyjskiej. Jeśli Rosja zajmie większy obszar, dywersję i partyzantkę mają jak banku, jeśli nie zajmie większego obszaru, to też społeczeństwo zacznie zadawać pytania a co z tymi wielkimi  zwycięstwami? 

Tu wszystkim miłośnikom niepokonanej armii radzieckiej przy okazji przypomnę, że najlepiej uzbrojone i wyposażone były białoruski i ukraiński okręgi wojskowe, w Rosyjskiej FSRR  pozostawał sprzęt 3 rzutu, czyli złom. To są jakieś kosmiczne liczby, ale rosyjskie czołgi to w większości niemodernizowane T-72, które zasadniczo są zabytkami. Na Ukrainie stoją za to tysiące zakonserwowanych T-64, sprzętu o klasę lepszego (którego ZSRR nie eksportował w ogóle). Poza tym rosyjska zbrojeniówka trwała od rozpadu ZSRR na rządowych kroplówkach i dostarczała jakiś sprzęt, a ukraińska albo sprzedawała na światowych rynkach albo zwijała interes. Stąd ukraińskie fabryki broni produkują sprzęt nie tak odległy od światowego poziomu, a rosyjskie udają, że modernizują poradziecki złom. 
Obecnie jeszcze w większej części ukraińskiej administracji panuje kompletny bałagan i jest przeżarta powoli likwidowaną agenturą. Sprawnej administracji i sprzętu przybywa, agentury ubywa.
Czas działa na korzyść Ukrainy, za to Rosja nie ma jak się z tej wojny wycofać. Teoretycznie jest zawieszenie broni, ale chyba nikt w nie nie wierzy....
Pytanie tylko co to za numer z porwanym estońskim oficerem i czy przypadkiem nie mają zamiaru rozpoczynać następnej awantury.

W razie czego przypominam, że armia Estonii po mobilizacji jest porównywalna wielkością do Fińskiej z 1939, za to znacznie lepiej uzbrojona. Właściwie jest sporo liczniejsza, bo ma plany mobilizacji także kobiet. A Rosja jest krajem znacznie mniejszym niż ZSRR. Cóż z samą Estonią może Rosja by sobie poradziła, choć raczej nie, z Estonią i Ukrainą na raz- oni naprawdę zwariowali.




Komicy ze wschodu

Rosyjski rząd dostarcza naprawdę sporo rozrywki intelektualnej. Ja wiem, że Ukraińcom nie jest do śmiechu, ale mimo wszystko zabawnie i przyjemnie jest obserwować jak Pujło z wesołą kompanią odwalają jedną ciężką głupotę za drugą. Zapewne mało kto usłyszał i zauważył ostatni wyczyn duetu Żyrinowski - Putin. Nie, nie mówię o pomyśle zrzucania na Warszawę bomby atomowej. 

Znacznie mniej spektakularne oświadczenia, ale o sile rażenia porównywalnej z sama bombą.
Otóż najpierw Żyrinowski oświadczył, że Kazachstan kultywuje rusofobiczne nastroje i antyrosyjskość tam jest powszechna. Oraz zapytał się kiedy w końcu Rosji zrealizuje swoje roszczenia terytorialne wobec Kazachstanu. To oczywiście był Żyrinowski, którego można zignorować. Ale Pujło potem też się odezwał. Powiedział tylko, że Nazarbajew dokonał wyjątkowej rzeczy, stworzył kraj, który nigdy wcześniej nie istniał. 

Putin po raz kolejny udowodnił, że uczył się  niezbyt pilnie, albo wyłącznie ze stalinowskich książek. Chanat Kazachski istniał i był dość potężnym państwem, w granicach większych niż obecny Kazachstan od końca 15 w. do pierwszych dziesięcioleci 19 w. Później faktyczna niepodległość prawie całej Azji Środkowej trwała od 1916 do 1924-5. Cóż, nie od dziś wiadomo, że rosyjska imperialna propaganda ogłupia także swoich, a Kazachowie tradycje państwowe mają nie tak wiele mniejsze niż Polacy.
Prezydent Nazarbajew odpowiedział dość szybko i jasno Zapowiedział, że nie wyklucza wyjścia z Euroazjatyckiej Unii Celnej, ponieważ Kazachstan nigdy nie będzie członkiem organizacji, które stanowią zagrożenie dla jego niepodległości. A dalej, że niepodległość jest najwyższym dobrem za które walczyli i ich dziadowie. Nie wspominał tu nawet o dawniejszym państwie, tylko o niepodległości od Imperium Rosyjskiego pod koniec jego istnienia i późniejszych walkach z Armią Czerwoną. 
Putin najwyraźniej o tym nie wiedział. A jeśli wiedział to zachował się jak skończony dureń. Bo pozostaje poza tymi dwoma tylko jedna możliwość- próbują wywrzeć presję na Kazachstan, dla ciężko powiedzieć czego. Scedowania części terytorium?
Edit- w komentarzu podano, że kolejność wypowiedzi niekoniecznie była tak jak przytoczyłem. Zmienia to sytuację o tyle, że to nie ta wypowiedź Putina była bezpośrednią przyczyną wypowiedzi Nazarbajewa.

Cóż, zarzuty o antyrosyjskość w Kazachstanie są w sporej części prawdziwe. Od początku Kazachowie uważają zamieszkałych w ich państwie Rosjan za potencjalną piątą kolumnę i starają się wszystkich wyrzucić lub zasymilować. Przy okazji- dotyczy to także innych Słowian, Ukraińców i Polaków. Drobna dygresja- gdyby łaskawie do  Astany pojechał stosowny polski urzędnik z odrobiną oleju w głowie i rozumieniem sytuacji to przypuszczam, że bardzo szybko dałoby się dogadać na zasadzie- już od razu tych Polaków zabieramy, tylko sami rozumiecie, u nas też rządzili komuniści, a wy przynajmniej macie ropę, to rzućcie trochę petrodolarów na osiedlenie i jutro ich zabieramy. 

A co do piątej kolumny- już w 99 (czyli w pierwszym roku putinizmu!!!) roku byłą próba urządzenia w jakimś miasteczku zamieszkałym głównie przez Rosjan powstania i przyłączenia tego obszaru do Rosji. Cóż, władze Kazachskie nie słyną z nadmiaru demokracji i organizator szybciutko otrzymał 18 lat urlopu. W rzeczywistości nie było tak źle, wyszedł po zaledwie 6 latach, w 2006. I zapewne wrócił do pracy w FSB...
A tymczasem rosyjskojęzyczni z Kazachstanu nie bardzo chcą wyjeżdżać, ponieważ z racy relatywnie wysokiego PKB na głowę i bardzo niskich nierówności społecznych (Gini porównywalny do Skandynawii!!!!) poziom życia szerszych warstw społeczeństwa jest wyższy niż w pozamoskiewskiej Rosji. 
Cóż, ta dyskryminacja im idzie całkiem sprawnie, bo jak w 1989 Kazachów i Rosjan była w Kazachstanie bardzo podobna ilość, tak obecnie Rosjan jest ok 20%, a w grupie wiekowej do 10 lat, poniżej 10%. O dzisiejszym poważnym rozwoju stepowego państwa nie wspominając, np. w zeszłym tygodniu otwarto ponad 1200 km nowych linii kolejowych, skracających drogę z Chin do Europy oraz Iranu o 1000 km. Ten rozwój cały czas ma także na celu uniezależnienie się od Rosji jako rynku zbytu i dostawcy. Obecnie też jest w trakcie rozruchu fabryka lokomotyw- m.in. dla zastąpienia rosyjskich dostawców maszyn i części. Choć ogólnie kolej jest absolutnie strategiczną częścią kazachskiej gospodarki.

Jedno z wyjaśnień może być zupełnie proste.Ekipa pajaców z Kremla wylądowała w sytuacji bez wyjścia. Nachalna propaganda i udawanie mocarstwa zapędziły ich w sytuację bez wyjścia. Oni zaserwowali społeczeństwu imperialna retorykę i muszą się jej trzymać. Sankcje w ciągu kilku lat zniszczą kompletnie gospodarkę, szans na przełom na froncie na Ukrainie nie widać, wycofać się nie można. Wygrać wojny z Ukraina juz nie wygrają- w żaden sposób.Tą sytuację można rozwiązać wycofując się, jednocześnie rozpoczynając nowy konflikt. Łatwiejszy. Ominąć natowskie państwa nadbałtyckie, z Finlandią lepiej nie zadzierać, pozostaje Azja Środkowa.

Przyznam, że sam niespecjalnie wysoko oceniam prawdopodobieństwo takiego rozwoju wydarzeń. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest nieuctwo całej moskiewskiej zgrai (bo na to jest wystarczająco poszlak, a nawet dowodów). I ciągnięcie się wojny na Ukrainie jeszcze przez lata.