Kacapia w praktyce

Pod poprzednim wpisem w komentarzu komentator Sławek zamieścił link do wykładu prof Szeremietiewa. Zdecydowanie polecam obejrzeć. Generalnie nie lubię i nie oglądam tego typu rzeczy, wolę przeczytać tekst- jest to szybsze i łatwiej wychwycić niuanse myśli. Lub zauważyć ich brak. Romuald Szeremietiew potrafi prowadzić wykład w spokojny i spójny sposób, więc poświeciłem godzinę z hakiem na odsłuchanie i polecam.

IMO najciekawsze było spostrzeżenie, że zupełnie tradycyjnie rosyjska armia jest zwyczajnie słaba przez niskie kwalifikacje dowódców i umiejętności żołnierzy. Podał na to bardzo ciekawy przykład- otóż w wojnie polsko- bolszewickiej, w Armii Czerwonej służyła zasadniczo kadra wykształcona w akademiach wojskowych carskiej Rosji. Na apel bolszewików zgłosiło się ochotniczo 40 tys. (tak!) wykształconych oficerów. I co? I nic. W walce okazało się to co się okazało. Umiejętności dowodzenia w polskiej armii stały na niewątpliwie o klasę wyższym poziomie.

Za to później dzielna radziecka propaganda wyjaśniając wielce tajemniczy powrót niezwyciężonej armii Czerwonej spod Warszawy tłumaczyła, że tak naprawdę, to zwłaszcza Armia Konna Budionnego to była tylko jakaś garstka obdartusów i nie mogli wykonać zadania, więc wrócili. Prawie się zgadza. Tylko, że garstką obdartusów to oni byli jak wracali, nader nieliczni, z paradującym w obsranych spodniach Józefem Stalinem u boku Budionnego. No dobrze, o tych spodniach to radziecka propaganda milczała.

W rzeczywistości była to bardzo dobrze wyposażona i posiadająca w całości profesjonalną kadrę armia, której zadaniem było przejść przez Ukrainę, zająć Lwów i łącznie z armiami północnego frontu uderzyć symultanicznie na Warszawę i dalej przebić się do Niemiec. Początek był dobry- przełamali front pod Kijowem i ruszyli na zachód. Nie było trudno, bo mieli przewagę w żołnierzach co najmniej 10 krotną, w sprzęcie nawet większą. Cóż, następne części planu, pomimo tak gigantycznej przewagi hm.. nieco nie wyszły. Mniejsze jednostki polskie atakowały skrzydła i opóźniały działanie, jednocześnie praktycznie paraliżując bolszewicki zwiad. Złamanie kodów radiowych i prawie kompletne panowanie w powietrzu sprawiło, że polski sztab miał o ruchach i sile Armii Czerwonej znacznie szybsze i dokładniejsze informacje niż bolszewicki (!!!)

Resztę załatwiło kilkunastu pilotów Eskadry Kościuszkowskiej, nękającymi nalotami znacznie spowalniając przemarsz i demoralizując armię oraz 300 Nieśmiertelnych spod Zadwórza.

To wystarczyło aby Budionny razem z tym co potem uciekał w obsranych gaciach nie dotarli do Lwowa, bo zaczęli się spieszyć pod Warszawę, gdzie też się spóźnili. Północna część armii czerwonej już zasadniczo nie istniała, gdy pod Komarowem wyjątkowo silny oddział polski, bo zaledwie czterokrotnie mniej liczny od sił Budionnego przerobił ich na już prawdziwą bandę obdartusów. Skądinąd razem z tym w obsranych gaciach życie zawdzięczają nieudolności niejakiego płk. Żymierskiego, który dopuścił do przedarcia się się resztek Armii Konnej  przez swoje pozycje. Nic dziwnego, że za najczarniejszego stalinizmu został wybitną wojskową szychą. I to jest kolejny powód, aby się kacapstwem nie przejmować, bo facet został mianowany wysokim dowódcą właśnie za swoją nieudolność. Oficjalna wersja brzmi, że za wyrok za korupcję i degradację w czasach 2 RP, czy późniejszą pracę dla NKWD, ale wdzięczność Stalina też czasem istniała

Inna sprawa, że Budionny o bitwie warszawskiej prawdopodobnie nie wiedział, bo bolszewickie radiostacje armijne były w tym czasie zagłuszane. Konkretnie to z jednego zdobytego egzemplarza bolszewickiej radiostacji polscy radiotelegrafiści nadawali na okrągło... Biblię.

I tak było nie tylko wtedy. Jeśli dokładnie spojrzeć, to zwyczajne proporcje sił typu 4- krotna przewaga liczebna Moskali dawała pewną równowagę sił.

Wbrew pozorom to nie żadna magia. To po prostu kacapski system, który niszczy jakakolwiek samodzielność jednostki, więc także inicjatywę własną na niższych szczeblach zarządzania i dowodzenia. To skutecznie uniemożliwia reagowanie na zmieniającą się sytuację frontową przez podoficerów. Którzy w armii tak imperialnej Rosji, sowieckiej, jak też obecnej i  tak nie mają nic do powiedzenia i nie służą do dowodzenia na najniższym szczeblu a do wymuszania dyscypliny. Efektywnie, kiedy w tak zarządzanej armii cokolwiek przestaje iść zgodnie z przygotowanym planem i rozkazami z góry- wszystko się pruje i sypie. 
Nie tylko w armii. Tak działa całe społeczeństwo, bo tak jest ukształtowane. Każdy, kto próbował robić cokolwiek w Rosji (oprócz załatwiania najprostszych spraw) to wie. Pracownicy, którzy powinni być samodzielni- nie są. Niższy szczebel zarządzania, od którego w zachodnich warunkach się oczekuje samodzielności i inicjatywy- absolutnie nie rozumie o co w ogóle chodzi.

W takich warunkach nie ma żadnej możliwości zaistnienia usprawnień, innowacji i w ogóle rozwoju technologicznego, jak tylko za pomocą importu technologii. Importu= zakupu, kradzieży, porywania naukowców, jeńców wojennych, itp.Wszystkie wcielenia Kacapii dokładnie tak działały. Od Imperium Mongolskiego, przez Złotą Ordę, Księstwo Moskiewskie, Imperium Rosyjskie, ZSRR do dzisiejszej Rosji.

Kilka charakterystycznych przykładów:

1. Silnik do czołgu T-34. Zaprojektowany pod koniec lat 30-tych, ówcześnie całkiem ciekawy sprzęt. 38 l. pojemności w układzie V-12, od ponad 300, stopniowo wzmacniany do ok 500 KM. Wielkość i moc konstrukcji była ograniczona, ze względu na materiały dostępne w latach 30 tych. Później, po 2 w.ś. pojawiły się nowe stopy i możliwości precyzyjniejszej obróbki. Nawet w ZSRR. I co? I nic. Silnika nie przeprojektowano. N ie zmieniono praktycznie nic, nawet projektu rozrządu, który mógłby najbardziej zyskać na wytrzymalszych materiałach. Jak silnik miał trwałość około 300 godzin tak zostało. Dołożono tylko turbosprężarkę i jest montowany do rzekomo supernowoczesnych T-90.

2. Najnowocześniejsza rosyjska ciężarówka, czyli Kamaz. Kabina tego pojazdu to kopia produkowanej w połowie lat 50-tych przez General Motors. GM całkowicie nowy model wypuściło w latach 60-tych, produkcja Kamaza ruszyła pod koniec 70-tych i trwa do dziś. Kabina to dość skomplikowany element, ale mocno wpływający na wszystko, od wydajności technicznej przez komfort do zużycia paliwa. I w tej dziedzinie twardo produkują model sprzed ponad pół wieku. Bez jakichkolwiek realnych ulepszeń.

3. Dość zabawna rzecz- most pontonowy. Akurat w miarę wiem jak wygląda, bo kolega kilka sekcji kupił i wynajmuje. Wojsko polskie sprzedawało, bo ten projekt naprawdę nie odpowiada w żadnym wypadku współczesności. Przejrzałem temat, bo byłem ciekaw dlaczego właściwie Rosja nie zbudowała jeszcze jakiejś tymczasowej przeprawy przez cieśninę kerczeńską. Otóż te radzieckiej konstrukcji mosty tak od biedy to by się nadawały, więc nie zbudowali z powodu kacapskiego bardaku, najprościej mówiąc. Ale zobaczyłem porównanie projektów i konstrukcji obecnych zachodnich i rosyjskich. W skrócie: rosyjskie są oczywiście kopią tych otrzymanych w ramach lend-lease w czasie 2 w.ś. Od tego czasu na Zachodzie "trochę" to ulepszono. Na małe przeprawy- szybkość rozkładania i możliwość zrobienia tego pod ostrzałem, większe mosty- wytrzymałość i prędkość przejazdu, odporność na warunki lodowe i pływy. A tymczasem Rosja nie posiada żadnego systemu przeprawowego na warunki lodowe. Rosja!!!
Ale największa ciekawostka- same pontony to po prostu stalowe zbiorniki, ze wzmocnionym pokładem i jakimś systemem łączenia. Nic szczególnego. Ale armia jugosłowiańska zakupiła licencję i rozpoczęła dla siebie produkcję. Tylko z podstawową zmianą- zbiorniki zostały wypełnione pianką poliuretanową. To było w czasach 2 w.ś. niemożliwe, styropianu też było zbyt mało dla takiego użytku. Można to było robić już kilka lat po wojnie. Ale w ZSRR nigdy nie dokonano nawet takiej zmiany projektu. Dlaczego to ważne? Różnica pomiędzy pustym stalowym pontonem, a wypełnionym pianką polega na tym, że pierwszy z małą dziurą tonie, a drugi nie. A dziurę w blasze 6 mm z miękkiej stali to każdy pocisk karabinowy zrobi. W ten sposób ZSRR i obecnie Rosja dysponuje jedynym na świecie systemem przeprawowym który jest całkowicie nieodporny na ostrzał z broni małokalibrowej. Dlatego, że w tym systemie nie dało się zmienić projektu aby wrzucać do środka styropian.....

Wartość radzieckiego stylu logistyki dość dokładnie pokazała bitwa o przyczółek Pusan w wojnie koreańskiej. Mając przewagę zaskoczenia wojska Północy zajęły prawie całą Koreę. Kompletnie nieprzygotowane i słabo uzbrojone oddziały Południa i USA wycofały się prawie do morza i rozpoczęła się bitwa o linie zaopatrzeniowe. Amerykańscy logistycy w kilka dni zorganizowali system, który pozwalał transportować setki ton dziennie z USA na linię frontu,  najpierw samolotami do Japonii, potem ekspresowe pociągi towarowe i promem do Pusan. Cały przerzut był prawie niezależny od pogody (bo zorganizowano 3 trasy z pośrednimi lotniskami) i cały transport trwał ok 3 dni.  Zaplecze remontowo- naprawcze i szpitalne w Japonii, znane z doskonałego filmu szpitale przyfrontowe, itd. Jak po 3 tygodniach zaczęły docierać jeszcze statki z zaopatrzeniem, wszystkiego było więcej niż potrzeba, choć większość broni pochodziła z 2 w.ś.

W tym samym czasie wojska Północy działały według przygotowanego planu i radzieckich schematów. Skracając historię- po dwóch tygodniach system się załamał, ponieważ już nie było mostów- lotnictwo ONZ sobie z nimi bardzo łatwo poradziło. Znacznie łatwiej niż później w Wietnamie- ale tam nie używano radzieckich konstrukcji.... Lokomotywy, wagony i towary na nich były, dostarczane z Chin i ZSRR, ale co z tego, skoro nie mogły dotrzeć na front. W efekcie Armia Północy nie mogła przeprowadzić dalszej ofensywy z braku amunicji, a kiedy ruszył front ONZ północni nie byli w stanie sprawnie walczyć z powodu osłabienia przez brak należytego wyżywienia od miesiąca.

Z tego powyżej dość łatwo sobie wyobrazić jak by wyglądała wojna NATO ze Związkiem Radzieckim w Europie. W latach 60, czy 80-tych. W pierwszym dniu Armia Radziecka by dzielnie sforsowała Łabę i ruszyła na zachód. Drugiego dnia zbombardowane przez NATO by przestały istnieć stałe mosty na Łabie, Odrze, Wiśle i pewnie też Bugu. Trzeciego dnia by powstały radzieckie pontonowe, zatopione dwie godziny później, w przeciągu kilku następnych dni radziecka armia staje z braku paliwa.

Co do technologii Kacapii to prawie wszystko co da się powiedzieć, ale o sile i skuteczności mongolskich podbojów trochę można dodać, co też będzie w następnej części. W końcu na 100 lat zajęli Warszawę.

Batalion "Kaukaz"

Informacja,  która była zupełnie do przewidzenia, prędzej lub później, ale jest ciekawa i z potencjalnie szerokimi konsekwencjami.

Otóż zaanonsował się w Donbasie wymieniony w tytule Batalion "Kaukaz". Składa się on, jak nazwa może sugerować z ludzi z Kaukazu. Zapewne w większość północnego. Jaki sami siebie opisali, zasadniczo w ramach dwustuletniej tradycji wybierali się walczyć z Rosją, planowali na dżihad postrzelać do ludzi Assada, postrzeganego jako przydupas Rosji, ale skoro Allah zesłał im możliwość zabijania żołnierzy rosyjskich, to oczywiście był to znacznie lepszy pomysł.

W taki sposób się znaleźli w Donbassie. W dość oczywisty sposób nie mają nic wspólnego z armią ukraińską, oprócz wspólnego wroga. Ma to pewną zasadniczą konsekwencję- ich nie obowiązuje żadne zawieszenie broni. Jak ruskie wlazły  na Kaukaz 200 lat temu, to dalej tam siedzą i do tego czasu oczywiście należy ich konsekwentnie eliminować i z ich punktu widzenia o żadnym zawieszaniu broni nie ma mowy.
Jak sami twierdzą, nie używają broni palnej i na razie nie mają tam zamiaru. A także, że ukrywają się w dzień i walczą w nocy. Z tą deklaracją współgra inna informacja. Wczoraj rano (07.09) w północnej części Doniecka pojawił się zdezorientowany i zapłakany rosyjski żołnierz, który opowiadał, że jako jedyny przeżył z dywizjonu artylerii (ok 60 ludzi), których w nocy ktoś zaatakował bez strzelania- walką wręcz i nożami. Podobne zdarzenie miało miejsce kilka tygodni temu, kiedy na checkpoincie kontrolowanym przez rosyjską armię zginęła w nocy cała załoga (ok 50 osób). Wtedy któryś z ochotniczych batalionów sugerował, że to ich robota, ale tego oczywiście nie wiadomo. 

Batalion Kaukaz ogłosił później, że zapewne w związku z ich ostatnimi sukcesami (nie podając nic więcej), rosyjska armia zmienia sposób działania i ochrony, wobec czego oni także się dostosują, teraz się dzielą na grupy po kilka osób i będą atakować mniejsze oddziały, ale ze znacznie większą częstotliwością i na większym terytorium.

To oznacza od praktycznej strony wojnę partyzancką

Na razie na niezbyt wielką skalę, ale to jest kwestia tygodni, a może nawet dni, kiedy każdy nocny patrol armii rosyjskiej będzie ryzykowną wyprawą do strefy wojny, i następne niezbyt długiego czasu, kiedy tych patroli już nie będzie. 

A przy okazji zupełnie oczywiście będą one przeprowadzane jak do strefy wojny. Co także lokalna ludność zobaczy, zmęczona ruskimi porządkami nabierze nadziei. Jak przed wojną Donbass nie był najlepiej prosperującym i najbogatszym miejscem i tak funkcjonował lepiej niż rosyjska część tego zagłębia. A obecnie przecież praktycznie nie działa tam nic. Mieszanina w sam raz do rozpoczęcia wojny partyzanckiej na dużą skalę. 

A tymczasem z Pskowa nadchodzą jeszcze ciekawsze informacje

Wspomniana wcześniej 76- ta dywizja ma "drobne" problemy. Nie bardzo może wysłać następne oddziały na Ukrainę. Nie jest to jakiś otwarty bunt, to nadal jest normalny oddział wojskowy, ale żołnierze odmawiają bycia wysyłanymi na wojnę jako urlopowani i domagają się normalnych rozkazów
Psków jest tu szczególnie interesujący, bo jest kompletnie nieinteresującym miastem. Ma coś ok 200 tys mieszkańców, cała gubernia 600 tys. i właściwie jedynym sensownym pracodawcą jest tam armia. Kto się nie zatrudni w wojsku, albo w ledwo dyszących lokalnych biznesach, i tak sprzedających dla wojskowych, musi po prostu wyjechać. Oczywiście do Moskwy, bo tylko tam jest praca. I właśnie ci wojskowi zostali postawieni przed dość dramatycznym wyborem- albo ryzykują wyrzucenie z armii pod jakimś pretekstem (zawsze się znajdzie), albo zdrowie i życie na Ukrainie. To pierwsze, jak widać wydaja się im mniej problematyczne. 


Kiedy skończy się wojna na Ukrainie?

W drugiej połowie 20 w. było kilka z dzisiejszego punktu widzenia bardzo ciekawych konfliktów. Mianowicie francuska wojna w Algierii, amerykańska w Wietnamie i radziecka w Afganistanie. Wszystkie one, pomimo znaczących różnic, miały istotne cechy wspólne:
1. Ciężko tak naprawdę zdefiniować w nich stronę agresywną i broniącą się, a także relatywne zamiary wobec miejscowej ludności.
2. Ludność wkrótce po rozpoczęciu konfliktu wyalienowała się od wojsk interwencyjnych (nawet pomimo czasem znacznego dla nich poparcia, jak dla ZSRR przez pierwsze tygodnie w Afganistanie) i rozpoczęła współpracę z mniej lub bardziej zorganizowaną partyzantką i regularnymi armiami sąsiedniego kraju (DRW i Pakistanu odpowiednio)
3. Właściwie wszystkie te wojny spowodowały spadek prestiżu armii w kraju do granicy rozkładu, sytuację masowego unikania armii i protesty do granic załamania się systemu politycznego (w USA system konstytucyjny się nie załamał, w ZSRR nie było masowych protestów, we Francji nastąpiło i jedno i drugie.)
4. We wszystkich tych wojnach zabici i ranni żołnierze byli prze władze traktowani bez szczególnych honorów wojskowych i przywilejów, raczej jak najemnicy.

Oraz, co zabawniejsze- wojny trwały praktycznie tyle samo. Nie w sensie czasu, tylko w liczbie ofiar. Nawet nie bezwzględnej, co w 

proporcji do populacji

Dwa z tych krajów musiały wycofać się po śmierci około 0,4 promila populacji. 25 tys z 55 mln Francji, 58 tys ze 195 mln USA. ZSRR stracił w Afganistanie zaledwie 15 tys zabitych z populacji 280 mln. Ale do tego należy dodać liczne ofiary niewiarygodnie prymitywnego poziomu opieki medycznej w kontyngencie interwencyjnym. O wojnie w Afganistanie polecam jako klasykę Afgantcy Rodrica Braithwaita (nie wiem czy jest po polsku). Przy okazji można zobaczyć jak mały tak naprawdę mieli sowieci wpływ nawet na marionetkowe rządy. I powiedzieć jasno - teoria o sterowaniu swoim człowiekiem to bzdura. Każdy ma wolną wolę i swoje ograniczenia. Jeden nic nie rozumie, a drugi jest alkoholikiem, trzeci nie ma pojęcia o świecie, dyplomacji i historii i właśnie z takich rekrutowano ministrów spraw zagranicznych ZSRR oraz jak wiadomo przejęła ten zwyczaj Rosja. Przy okazji autor korzystał rosyjskich archiwów, więc można się z niej przy okazji dowiedzieć co Andropow myślał o inwazji na Polskę i rozwiązaniu sprawy Solidarności. Polecam.
To oznacza, że wbrew, pozorom odporność radzieckiego społeczeństwa na straty w wojnie interwencyjnej była znacznie mniejsza niż zachodnich. Częściowo może wyjaśniać to fakt, ze już wtedy radziecki poborowy, w przeciwieństwie do amerykańskiego  i francuskiego wcześniej, był zazwyczaj jedynakiem, a najwyżej pochodził z rodziny z dwójka dzieci. Albo z muzułmańskiej.A muzułmanów wysyłano tam raczej tylko z niewątpliwą lojalnością, a rutynowo w inne obszary Związku Radzieckiego. Co razem zwyczajnie zwiększało prawdopodobieństwo, ze rodzice zmarłego jedynaka będą mieli dość dużo pretensji do rządu.
A teraz oceniamy dzisiejszą sytuację. Otóż poborowy w Rosji jest w 80% jedynakiem, nieco starsi żołnierze, urodzeni w latach 80-tych niekoniecznie.
Także obecnie- sensownego wyjaśnienia wojny na Ukrainie z rosyjskiego punktu widzenia niema. I im więcej ofiar tym bardziej nie będzie. Im mniejszy szacunek dla walczących, tym mniej społeczeństwo wytrzyma (bo i trudno wytrzymać chowanie jedynaka w rowie pod płotem nie wiadomo gdzie za granicą.).

Na szczęści zaczynają się pojawiać wiarygodne dane o ilości zabitych rosyjskich żołnierzy. Nikt ich oficjalnie nie podaje, bo i oficjalnie ich tam nie ma, jak wiadomo. Ale są

 stowarzyszenia matek żołnierzy

Są one prawdziwymi organizacjami obywatelskimi w Rosji, jako jedne z bardzo nielicznych. Cóż,matka której nie wiadomo gdzie zabito jedynaka potrafi mieć dość dużo determinacji i odwagi cywilnej. 

Ich dotychczas zebrane dane pokazują powyżej 2 tys zabitych i około cztery razy tyle rannych. Mówimy TYLKO o rosyjskim wojsku, zabitych z prywatnej rekrutacji nikt nie liczył.
Przy okazji, dość znana już sprawa 18-tego batalionu zmechanizowanego ze Pskowa. Batalion praktycznie w komplecie (elitarna jednostka), ok 1200 osób z całym sprzętem, zatrzymał w trakcie przemarszu na nocleg gdzieś pod Donieckiem. Zapewne dla obrony przed atakiem obóz rozłożono dość ciasno. Obóz został ostrzelany, na tyle skutecznie, że zaczęły wybuchać ciężarówki z amunicją. Wiadomo o 120 zabitych i 600 rannych, ale nie wiadomo ilu jest zaginionych, a powiedzmy sobie szczerze, w okolicach wybuchającej ciężarówki z amunicją to jest potrzebny nieśmiertelnik z nierdzewki, a tamci jeśli nawet mieli to aluminiowe i w ten sposób część na zawsze będzie zaginionymi.
W ten sposób mamy zebraną całkiem sporą liczbę danych.
możemy szacować czas buntu społeczeństwa

Przyjmijmy za maksymalna wytrzymałość populacji nawet okolice francuskiej wojny w Algierii (co wydaje mi się mocno zawyżonym, tam walczyła z jednej strony Legia Cudzoziemska, z drugiej nie było to społeczeństwo jedynaków). 
To by dawało około 63 tysięcy zabitych zanim rosyjskie społeczeństwo raczy się zbuntować. Jest to liczba przybliżona, ale maksymalna. Minimalna jest nieco poniżej Afganistanu. Poniżej, bo obecna rosyjska armia traktuje dużo gorzej swoich zabitych i rannych. Obecna populacja Rosji to jest teoretycznie prawie połowa populacji ZSRR z czasów wojny afgańskiej. Praktycznie pewnie nieco mniej, ale przyjmijmy połowę. To nam daje także połowę strat, czyli zaledwie 7,5 tys. zabitych do rewolucji w Rosji. 
Jeśli konflikt utrzyma obecną intensywność (a na razie nie ma powodu wątpić) to wielkość strat utrzyma to tempo. Liczmy, że te 2 tys można rozłożyć na 3 miesiące, aczkolwiek ilość mieszkańców Donbasu i prywatnych najemników drastycznie spada, rośnie udział regularnej armii rosyjskiej, więc są to raczej dla ekstrapolacji zaniżone straty. 

Ale do osiągnięcia liczby 7,5 tys brakuje w takim razie niecałe pół roku, dla tej górnej granicy w obecnym tempie około 8 lat. Więcej rosyjskie społeczeństwo nie wytrzyma i jest to praktycznie gwarancja zawalenia się ustroju, a może tez państwa. Ta liczba leży gdzieś pośrodku, ponieważ obecna rosyjska propaganda jest znacznie skuteczniejsza niż radzieckie media, którym nikt nie wierzył. 
Tak wiem, to okrutne rozważania, ale cywilizowany świat nie ma innego wyjścia. Obecny lokator Kremla musi go opuścić w kajdankach lub nogami do przodu, a samo państwo się załamać aby świat stał się bezpieczniejszy.

wojna jest przez Rosję już niemożliwa do wygrania

Sytuacja nie jest odległa od rozpoczęcia partyzantki na zapleczu armii rosyjskiej. Jeśli Rosja zajmie większy obszar, dywersję i partyzantkę mają jak banku, jeśli nie zajmie większego obszaru, to też społeczeństwo zacznie zadawać pytania a co z tymi wielkimi  zwycięstwami? 

Tu wszystkim miłośnikom niepokonanej armii radzieckiej przy okazji przypomnę, że najlepiej uzbrojone i wyposażone były białoruski i ukraiński okręgi wojskowe, w Rosyjskiej FSRR  pozostawał sprzęt 3 rzutu, czyli złom. To są jakieś kosmiczne liczby, ale rosyjskie czołgi to w większości niemodernizowane T-72, które zasadniczo są zabytkami. Na Ukrainie stoją za to tysiące zakonserwowanych T-64, sprzętu o klasę lepszego (którego ZSRR nie eksportował w ogóle). Poza tym rosyjska zbrojeniówka trwała od rozpadu ZSRR na rządowych kroplówkach i dostarczała jakiś sprzęt, a ukraińska albo sprzedawała na światowych rynkach albo zwijała interes. Stąd ukraińskie fabryki broni produkują sprzęt nie tak odległy od światowego poziomu, a rosyjskie udają, że modernizują poradziecki złom. 
Obecnie jeszcze w większej części ukraińskiej administracji panuje kompletny bałagan i jest przeżarta powoli likwidowaną agenturą. Sprawnej administracji i sprzętu przybywa, agentury ubywa.
Czas działa na korzyść Ukrainy, za to Rosja nie ma jak się z tej wojny wycofać. Teoretycznie jest zawieszenie broni, ale chyba nikt w nie nie wierzy....
Pytanie tylko co to za numer z porwanym estońskim oficerem i czy przypadkiem nie mają zamiaru rozpoczynać następnej awantury.

W razie czego przypominam, że armia Estonii po mobilizacji jest porównywalna wielkością do Fińskiej z 1939, za to znacznie lepiej uzbrojona. Właściwie jest sporo liczniejsza, bo ma plany mobilizacji także kobiet. A Rosja jest krajem znacznie mniejszym niż ZSRR. Cóż z samą Estonią może Rosja by sobie poradziła, choć raczej nie, z Estonią i Ukrainą na raz- oni naprawdę zwariowali.